środa, 8 lipca 2009

LENIWIE

Jakoś mi dziś nudno. Na dyżurze spokój..cisza..nic się nie dzieje. Jeden człowiek zgubił klucz od pokoju i to jest wydarzenie tygodnia. Oprócz tego totalnie nic. Nareszcie mój operator komórkowy włączył mi telefon i mogę od czasu do czasu sprawdzać polską kartę. Trochę to trwało – ale tak to jest jak się nie płaci rachunków na czas. Aktualnie poszukuję lokum w Krakowie, żebym mogła gdzieś się podziać jak wrócę. Trochę czasu jeszcze tu będę, ale jakby się coś znalazło już teraz, to by było super.

Dzisiejszy dzień od rana do nocy w pracy. Najpierw dyżury, a póżniej city knur. Jak można jeździć na tą wycieczkę – nie wiem, ale kupują i trzeba jechać. Kupię sobie przynajmniej kartę do telefonu, bo powoli kończy mi się kredyt. Noga powoli się goi – no dokładniej mówiąc kolano. Turyści wporządku, hotel ok., pogoda super – czego chcieć więcej ??? Nie mam weny – to oznacza, że trzeba kończyć.

poniedziałek, 6 lipca 2009

IMIENINY

Nie znam Egipcjanina, który wie co kryje się pod słowem imieniny ale uświadomiłam chociaż kilka osób. Kochani rodzice pamiętali po wpadce urodzinowej Taty nawet kilka dni wcześniej otrzymałam życzenia. Dziękuję wam pięknie, cudownie dostać telefon od najbliższych gdy do domu tyle kilometrów. Dzisiaj wylot - przylot - zakwaterowanie więc cały dzień praktycznie na pełnych obrotach i ze świętowaniem będę musiała poczekać. Wprawdzie nie wszyscy obchodzą imieniny, ale ja raczej tak. Zawsze to okazja do świętowania. Nowe pachoły jakieś takie wydają mi się dziwne. Jutro info, może będzie ok. Słońce gorące, młode pary honeymooners się zjeżdżają jak na kolonię, mrówki , gekony i inne maleństwa w pokojach uatrakcyjniają zdecydowanie pobyt moim turystom.

A ja sierota popsułam sobie kolano. W dzień wolny zachciało mi się grać w siatkówkę. Oprócz zakwasów mam też uszkodzone kolano. Niby plażówka, ale piasek już nie pierwszej jakości i się zdarło aż do krwi. Polewam wodą utlenioną i patrzę jak się pieni. Szczypie potwornie, ale jestem twarda - trochę panikuję, ale w spódnicy na infie będzie wyglądało dramatycznie. Oprócz kolana, to reszta ok. Jestem już zdrowa. Żadnych dolegliwości - hamdullla. ( dzięki Bogu)

Już lipiec..jak ten czas leci.

piątek, 3 lipca 2009

BRAK CZASU

Biegam, biegam i biegam…brak czasu nie pozwala ostatnio na pisania na moim ukochanm blogu. Cieszę się, że są osoby, które się tego domagają, a to bardzo mobilizuje. Zabrałam dziś komputer ze sobą za dyżury. Piątkowy słoneczny dzień – mało osób pojawi się na dyżurze, więc spokojnie będę mogła zebrać wieści z Egiptowa i napisać szczegółowo co słychać.
Jadę taxówką do Royal Makadi. W końcu po kilku tygodniach walki, proszenia i narzekania nie podstawiają mi więcej Yalla Busów ( busiki – lokalny transport w Egipcie ), które mało tego ciągle się spóźniały, to jeszcze były wolne jak żółwie a ja cały czas jestem ograniczona czasowo. Teraz mój szofer mknie przez pustynię jak szalony. Po prawej piach po lewej piach, za około 20 min będę w hotelu Royal. Totalny wygwizdów, oprócz hotelowych atrakcji nie ma wiele w około. No właściwie nic nie ma, oprócz dwóch dziko pasących się wielbłądów. Słońce wysoko, grzeje potwornie a piasek błyszczy od palących promieni słonecznych. Tydzień powoli się kończy a ja stresję się kolejnym przylotem. Zaczyna się to czego nikt nie lubi czyli overbook. Hotel nie przyjmuje naszych pokoi gwarancyjnych ( czyli takich które niezależnie od tego czy mamy tam gości czy nie – mają być ) i trzeba będzie szukać dla pachołów nowego. Naród będzie zły, a nawet powiem więcej – na lotnisku w poniedziałek będzie siwy dym. Bo jak by tu Panu i Pani wytłumaczyć, że rozumiemy iż za wakacje płacili już w listopadzie i teraz hmm..szkopuł ale tam nie ma dla nich miejsca i zostaną przekwaterowani do innego hotelu X, o podobnym standardzie lub wyższym.

Już po dyżurze. Nawet trochę osób się pojawiło, kupili nurkowanie i Kair na dwa dni ku mojemu zdziwieniu. Ku zdziwieniu w tym sensie, że nie zawsze jest grupa na Kair 2dni. Sympatyczni ludzie, co ostatnimi czasy rzadko się zdarza. W moim Menavillku ponad 100 paxów ( pax to osoba w slangu turystycznym). Mała babcia podczas wczorajszej kolacji pozwoliła sobie zadać mi pytanie. Cytuję „ Pani Dominiko, proszę mi wytłumaczyć, jak to jest, że ja mieszkam na dole i obok w pokoju wprowadzili się Araby” z buzią pełną zmarszczek babcia ciągnie dalej, „ bo ten hotel to nie ma 4* i jak ja byłam w hotelu (jakimśtam) to to były 4 gwiazdki ale tu, to jakaś kpina” wysłuchuję ze stoickim spokojem. Babcia natomiast mówi „ Araby palą tak śmierdzące papierosy, że wytrzymać nie idzie, czy w całym hotelu nie ma innych pokoi ? Dlaczego są zakwaterowani obok mnie” Jakbym to ja ich tam specjalnie zakwaterowała..Z drugiej strony co tu się dziwić, że Arabowie mieszkają drzwi obok skoro jesteśmy w Arabowie. To tak jakby się skarżyć w Polsce, że mamy sąsiadów Polaków. Babcia nie była usatysfakcjonowana, że w hotelu są też inne narodowości jak Francuzi, Rosjanie, Niemcy i także Arabowie. Hehe..ręce opadają.

A teraz siedzę w restauracji Amalia i czekam na spagetti. Głodna jestem strasznie. W tle leci Aisha i się rozmarzyłam. Strasznie lubię tą piosenkę. Nie umiem śpiewać w oryginale, ale chociaż po polsku nucę pod nosem. Lalal..lalal..tak sobie śpiewam. Uuuu…aisha …aisha ekutemła. Dzisiaj pewien osobnik nazwał mnie osobą nietolerancyjną, bo się wyśmiewałam, że słucha disco polo. No każdy słucha co lubi i o gustach się nie dyskutuje. Ale żeby od razu o nietolerancji, ja wolę Madonnę i Justina inni wolą disco polo na kasety. Tu za to w moim arabkowie hitem jest Elissa, super śpiewa i extra wygląda. Laska że hej, można posłuchac na YouTube. Dziś mam zamiar nauczyć się jednej miłosnej pioseneczki. Mam tekst napisany po arabsku, teraz tylko przysiąść i się nauczyć. Dzień jeszcze młody. Spagetti było pyszne. Idę do pokoju odpocząć.
Zawsze obiecuję, że napisze więcej a potem nie mam czasu. To dziś nie obiecuję nic.