piątek, 30 marca 2012

SIĘ SPODOBAŁO...

Panienka idzie po plaży.

Nagle zobaczyła starą butelkę. Podniosła, otarła z brudu, a tu wyskakuje Duszek. Panienka pyta: Czy będę miała trzy życzenia?

Duszek: Nie, przykro mi ale ja jestem duszek spełniający tylko jedno życzenie.

Panienka bez wahania: To proszę o pokój na Bliskim Wschodzie.Widzisz te mapę? Chce, żeby te wszystkie kraje przestały ze sobą walczyć, i żeby Żydzi i Arabowie pokochali się miedzy sobą i żeby kochali Amerykanów i odwrotnie i żeby wszyscy tam żyli w pokoju i harmonii.

Duszek popatrzył na mapę i mówi: Kobieto bądź rozsądna, te kraje się biją i nienawidzą od tysięcy lat, a ja po 1000 lat siedzenia w butelce tez nie jestem w najlepszej formie. Jestem dobry, ale nie aż tak dobry.

Nie sądzę, żebym mógł to zrobić. Pomyśl i daj jakieś sensowne życzenie...

Panienka pomyślała prze chwile i mówi: No dobrze, przez cale życie chciałam spotkać właściwego mężczyznę, żeby wyjść za niego za mąż. Wiesz, takiego który będzie mnie kochał, szanował, bronił, dobrze zarabiał i oddawał pieniądze, nie pil, nie palił, pomagał przy dzieciach, w gotowaniu i sprzątaniu, był świetny w łóżku, był wierny i nie patrzył tylko w telewizor, gdy do niego mówię. Takie mam życzenie...

Duszek westchnął głęboko i powiedział:

kurwa, to pokaż mi jeszcze raz tę mapę.

sobota, 24 marca 2012

HAKUNA MATATA


Dorwałam się na chwilę do komputera, więc szybko co u mnie. Przyleciałam do Nairobi z samego rana. Wypełniłam świstki o wizę, zapłaciłam i podreptałam do drugiego budynku, skąd miałam lecieć do Mombasy. Lotnisko bardzo skromne, wręcz prowizoryczne, a co lepsze na 15 min. przed odlotem dostałam dopiero kartę pokładową. Musiałam czekać do ostatniego momentu, i jak zwykle miałam dużo szczęścia bo maszyna była pełna, czyli zajęłam ostatnie miejsce. Jak się lata na biletach SBY, to niestety nigdy nie ma pewności czy się poleci tym, czy dopiero następnym lotem. W Mombasie byłam już o dziewiątej rano, transfer do hotelu dopiero kolo czternastej, więc celem zaoszczędzenia 80 USD, które normalnie wpakowałabym oszustom, naciągaczom z taksówek, przebimbałam na lotnisku. W sumie było wesoło, zakumplowałam się z połową lotniska a potem przyjechały dziewczyny z Itaki, w której kiedyś pracowałam i na koniec Sylwia, której nie widziałam sto lat a poznałyśmy się na kursach szkoleniowych na AWF. Autobus przypominał puszkę a klimatyzacja miała wiele do życzenia. Ale cieszę się, że mam się czym zabrać na południe, gdzie będę wypoczywać z moją przyjaciółką Natalią, która rezyduje od kilku miesięcy w Kenii a znamy się oczywista sprawa z Egiptu. Całą drogę spałam. Cały tył autobusu był wolny i do hotelu przyjechałam wyspana jak nigdy, za to śmierdząca jak stare skarpety, bo strój biznesowy w którym musimy latać dosłownie się do mnie przykleił.

Do hotelu Kaskazi przyjechałam przed szesnastą i chwilę po mnie podjechała Natalia, z kierownicą po prawej stronie. Byłam zdumiona, bo ja dalej jestem zagrożeniem na drodze, a przecież chcę tylko przejść na drugą stronę ulicy. Uściskałyśmy się serdecznie i oficjalnie rozpoczęłam wakacje w Kenii. Uff jak gorąco, jedyne o czym marzyłam to zimna cola i zimny prysznic a potem już hulaj duszo, piekła nie ma. Hotel jak na trzy gwiazdki bardzo przyjemny. Nie ma się do czego przyczepić, no może tylko do tego, że z kranu leci słona woda i mycie zębów nie należy do najprzyjemniejszych czynności. Piękna pogoda, słoneczko świeci, czarni jak ziemia chodzą po plaży i wciskają od używanych skarpetek po zęby krokodyla. Jeszcze się nie skusiłam. Zaliczyłam dwudniowe safari, wyspę Wasini i nurkowanie z kolorowymi rybkami. Jutro pakowanie i wracamy do szarej rzeczywistości. A tak bardzo mi się nie chce. Pojawił się już grafik na kwiecień, a tym samym czeka mnie Nowy Jork, RPA i Waszyngton. Cudownie!

piątek, 16 marca 2012

ZNALEZIONE W SIECI

Lotnisko w Nowym Jorku. Do windy wchodzi podróżny z bagażem, a za nim jakaś ładna stewardesa. Podróżny pyta:
- Hello, You fly USA airways?
Kobieta nie odzywa się. Facet próbuje jeszcze raz:
- Flugen sie Lufthansa, ja?
Kobieta znów nie odpowiada, więc facet próbuje jeszcze raz:
- Volare sinora Alitalia?
Wtedy kobieta odzywa się po polsku:
- A w mordę chcesz, palancie?!
Facet:
- Aha, LOT!

czwartek, 15 marca 2012

COŚ SŁODKIEGO

Miałam ostatnio ochotę na "coś słodkiego" i takim sposobem upiekłam szarlotkę. Wyszła wyśmienicie i kto nie miał okazji spróbować, niech żałuje. Brakowało tylko lodów waniliowych, ale to następnym razem. Dzisiaj rano wymyśliłam kruche ciasteczka z cukrem i takim sposobem niedługo otworzę w Doha swoją cukiernię. Zapachy pieczonego ciasta unoszą się po całym korytarzu, a ja mogę się poczuć trochę jak w domu. Z moich kulinarnych wariacji, najbardziej raduje się moja ukraińska współlokatorka. Co następne do pieca? Jakieś sprawdzone przepisy? Proszę podesłać!


czwartek, 8 marca 2012

SIOSTRA DIDI

Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że staję się popularna w moim budynku. Kiedyś za sprawą bloga, teraz chyba dlatego, że prowadzę niemalże aptekę. Leków na biegunki, głowę, bolące gardło mam całą armię, no i od tego się zaczęło. Jedna koleżanka pamiętała o mnie tylko wtedy, kiedy była w potrzebie i ja naiwna dawałam się nabierać. Ale jak tu nie poratować tabletką, gdy organizm walczy z chorobą. Jestem zołzą, ale jeszcze serce mam, to się zlitowałam razy kilka. A zaczęło się tak. Ponad dwa miesiące temu usłyszałam pukanie do drzwi. Myślę sobie, że to albo spryskiwacze na robaki pukają, albo włączyłam alarm przeciwpożarowy w rezydencji, albo moja Anka zgubiła klucze. Bo kto inny? Otworzyłam i w odległości prawie dwa metry od drzwi stanęła dziewczyna. Ubrana w ciemne ładnie skrojone spodnie, białą koszulę, a w ręce miała torebkę. -Cześć jestem Twoją nową sąsiadką, jestem z Chorwacji i przyszłam się przywitać. Szczęka lekko mi opadła i zaprosiłam ją do środka. Okazała się bardzo miłą osobą, ale moje zaskoczenie nie miało końca. Na korytarzu, nie zawsze usłyszy się odpowiedź na "dzień dobry", które wypowiedziane w stronę koleżanki z pracy, zostaje zignorowane. A tutaj proszę, przychodzi sąsiadka w ramach wieczorka zapoznawczego i chce się integrować. Jest mi bardzo miło. Sąsiadka przychodzi zawsze gdy ma wolne, świeci się u mnie światło i sobie plotkujemy.

Ale to co wydarzyło się wczoraj, przeszło moje oczekiwania. Umówiłam się ze Stefanem, który mieszka w Doha tysiąc lat i poznaliśmy się kiedyś w samolocie. Uznałam, że nowe towarzystwo i wyjście na drinka, szczególnie w dzień kobiet na pewno dobrze wpłynie na moje samopoczucie. Stefan to nie prawdziwe imię kolegi, ale niech tak już zostanie. Do wyjścia zostało 15 min., kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Bez kapcia, z pomalowanym jednym okiem, włosami spiętymi w artystyczny nieład - biegnę do drzwi. Otwieram, a tam stoi młoda dziewczyna o arabskich rysach, trudno na pierwszy rzut oka ocenić skąd przybywa, ale na pewno arabska krew płynie w żyłach. Nałożony miała bordowy, cienki szlafrok i minę miała skwaszoną. Mówi, że jest sąsiadką i że ją brzuch boli, czy nie poratuję jakąś tabletką. Zaczęłam się zastanawiać, czy w windzie nie wisi ogłoszenie z numerem mojego mieszkania, tym bardziej, że dziewczyna nie była  z mojego piętra. Dałam jej Ranigast i zostało mi 10 min do wyjścia, a Stefan jak na złość przyjechał punktualnie. Poszliśmy do JazzClubu, gdzie jest muzyka na żywo i bardzo miła atmosfera. Spotkaliśmy dwie Polski i połączyliśmy siły przy stoliku. Cudowny wieczór, w wyśmienitym towarzystwie a przy okazji było co świętować. Mamy bowiem w kozie naszą pierwszą polską CS. Gratuluję jeszcze raz awansu! Mam nadzieję do szybkiego zobaczenia i dziękuję za uroczy wieczór.

Tak to zdobywam nowych sąsiadów, poznaję dolegliwości lokatorów i czuję się jak Doktor Quinn. Niedługo mianują mnie dozorcą i będę miała nocne dyżury, jakby komuś trzeba było udzielić pierwszej pomocy. Od razu przypomina mi się Egipt i wieczne telefony, że naród siedzi u Wujka Cześka i nie ma takiej mocy, która by ich wyciągnęła na zbiórkę do Kairu o pierwszej w nocy. Jak nie urok to sraczka. Dzisiaj odbieram paszport z wizą do Hameryki i już się nie mogę doczekać pierwszego lotu. Jutro Barcelona i spotkanie z Sylwią, której strasznie dawno nie widziałam. To Sylwia zatrudniła mnie jako Au-Pair chyba 7-8 lat temu i do dzisiaj jesteśmy w kontakcie. Zapowiada się piękny dzień w Hiszpanii.