piątek, 28 czerwca 2013

JAK KRZYSZTOF KRAWCZYK

Dobra energia mnie ostatnio nie opuszcza. Dostałam przepiękny grafik na lipiec i tym samym będę dwa razy w Warszawie. Wreszcie się udało dostać ten lot, o który dosłownie jest walka na noże. Mam nadzieję, że pogoda będzie dopisywać. Do tego Wietnam, gdzie mam zamiar uszyć kilka sukienek, bo krawcowe, których jest zatrzęsienie robią to w jeden dzień i są w tym świetne. W Australii zostało mi jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia, layover krótki, ale pasażerowie są najsympatyczniejsi ze wszystkich którzy podróżują z nami na różnych trasach. A do tego jacy przystojni...:)

W Katarze nastąpiło przekazanie władzy i mamy od paru dni nowego Emira. Już się od jakiegoś czasu do tego przygotowywano, aż rach ciach i jest. Co ciekawe, nie pierwszy raz przejęcie władzy nie wynika ze śmierci władcy, co jest dość niespotykane. No ale skoro Papież poszedł na emeryturę, to uznajmy że nasz Emir też, oddając fotel synowi.

Wielkimi krokami po raz kolejny zbliża się ramadan. Święto, które szczególnie w Zatoce Perskiej obchodzi się "na poważnie". Wszystko będzie pozamykane, nie będzie można pić, jeść w miejscach publicznych. Najlepiej na ten czas wyjechać albo siedzieć w domowym zaciszu, bo można się czasem zapomnieć. W hotelach na plaży będą zamknięte bary i też nie będzie się można napić nawet wody, dopiero w ukryciu w hotelu, żeby nikogo nie urazić. W pracy odbije się wszystko na serwisie, pasażerach i nie daj Bóg będziemy mieli pilotów, którzy poszczą i przez wiele godzin nic nie jedzą. Załoga będzie się migać od pracy, albo nie będzie chciała czegoś podać bo np. nie może dotykać alkoholu. No cyrk to mało powiedziane. Jeszcze się nie zaczęło, a już nie mogę doczekać się końca.

Jutro wybieram się do Chicago, spotkać z koleżanką z ogólniaka, której nie widziałam ho, ho, ho. Już się nie mogę doczekać. A do tego pierwszy raz w Chicago, więc jestem podekscytowana jak nigdy.

P.S nowy emir wygląda jak młody Krzysztof Krawczyk.



piątek, 21 czerwca 2013

KOMU W DROGĘ - TEMU ROWER

 

Nie mam czasu pisać, więc krótko co u mnie. Lekcje skrzypiec idą mi całkiem nieźle, nadal trochę fałszuję i sprawiam ból sąsiadkom, ale i tak moja gra sprawia mi więcej przyjemności, niż myślałam. Przerzuciłam się z kolędowania na kilka innych melodii i co więcej zmieniłam nauczyciela, no ale nie warto tego opisywać, bo bym się musiała niepotrzebnie denerwować.

Z okazji Dnia Matki, zaproponowałam mamie wyjazd do Singapuru, gdzie spędziłyśmy prawie pięć dni, bo mój pobyt był wyjątkowo długi. Codziennie coś się działo, zwiedzałyśmy ogrody orchidei, park ptaków, zrobiłyśmy przejażdżkę diabelskim młynem z którego podziwiać można najpiękniejszy widok na Singapur. Jeden dzień zaplanowany został na wyspę Santosa, gdzie oprócz akwarium, szalałyśmy w Universal Studio, oglądałyśmy filmy w 4D i pukałyśmy do domku Shreka. Atrakcji cała moc. Zjadłyśmy makaron w chińskiej dzielnicy, bolały nas nogi od chodzenia, ale wrażenia - niezapomniane.


Zaraz po Singapurze poleciałam na urlop do Egiptu. Nigdy bym siebie o to nie podejrzewała, że dokonam takiego wyboru, ale było tak miło, pięknie i cudownie, że naprawdę wypoczęłam przez te 6 dni. Jazda bez trzymanki, przy otwartych drzwiach między terminalem 1 a 3 w Kairze, przyprawiła mnie już o zawał serca, ale dzięki temu zdążyłam na samolot do Hurghady. Tam niestety nic się nie zmienia, może jest trochę mniej bezpiecznie, ale jaki bałagan i śmietnisko było, takie dalej jest. Sprzeczka pod restauracją, zamieniła się w małą awanturę poleciały krzesła, a policja która stała dwa metry dalej schowała się szybko do samochodu. Powiedzenie umiesz liczyć, licz na siebie sprawdza się w stu procentach.

W sierpniu trochę dłuższy urlop, więc czas odwiedzić polskie morze. Tak mi się zamarzyło, a przy okazji zobaczę rodzinę i znajomych. Na egzotyczne wycieczki mam nadzieję jeszcze przyjdzie czas, a wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.