Będąc na jednym z wykładów, gdzie pani profesor opowiadała o różnicach kulturowych w różnych zakątkach świata, zastanawiałam się jak to naprawdę jest. Czy faktycznie wchłaniamy jak gąbka co raz to więcej amerykańskich zwyczajów, wyimaginowanych świąt, takich jak np. walentynki czy halloween?" czy jakoś tak. Można by też każdego roku bojkotować walentynki, które właśnie 14 lutego paraliżują wszystkie knajpki, bary i restauracje, nie wspominając o kwiaciarniach, targach i sklepach z upominkami. Wszystko jest wtedy walentynkowe, nawet zakochani wyglądają na bardziej zakochanych, niż w każdy inny dzień roku. Bo przecież jeszcze kilkanaście lat temu, nikt nie przebierał się za śmierć z kosą i nie ganiał po ulicach wołając "smakołyk albo psikus
Analizując polskie święta, większość z nich jest w gruncie rzeczy smutna. Nawet Boże Narodzenie, nie jest już takie radosne jak parę lat temu. A przecież to czas, aby spotkać się z rodziną, porozmawiać i wspólnie zasiąść do kolacji. Nawet zrezygnowało się z prezentów, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, bo nie chodzi o wyszukane prezenty, kluczyki do nowego samochodu czy wille z basenem w Miami, tylko o pamięć i zachowanie tradycji. Wujkowie zdecydowali - prezentów nie ma od kilku lat. Po cichu z babcią i tatą robimy prezenty w swoim gronie, żeby wujków nie urazić, a prezenty chowamy w drugim pokoju, a nie jak zwykle pod choinką.
Dlaczego tak się zmieniamy pod wpływem innych? Żeby kogoś nie urazić? Nawet wtedy, gdy źle się z tym czujemy? Podobnie 1 listopada, nie znam bardziej smutnego święta od tego. Oczywiście w Polsce, bo są miejsca na ziemi, gdzie nie tylko nagrobki wygląda zadziwiająco inaczej. Takim miejscem jest Meksyk. Spacerując po parku Xcaret dotarliśmy do miejsca, którego nie potrafiłam do niczego przypasować. Niewielkie wzgórze na które prowadziły kamienne schody, znajdujące się w centralnej części, nagle ukazało nam swoje oblicze. Wąską ścieżką doszliśmy do bramy wejściowej, gdzie zdumiewające kolory i miniaturowe budowle w żaden sposób nie wyglądały jak cmentarz.
Nie byłam pewna, czy można wejść na górę i zobaczyć cmentarz z bliska, ale po paru minutach byłam już między nagrobkami. W prawdzie dawałam sobie sprawę, że Meksykanie radośnie obchodzą święto zmarłych, że malują barwnie czaszki, kupują papierowe trumienki podpisane imionami tych żyjących i jedzą cukrowe, słodkie przysmaki w kształcie kościotrupów itp., ale nie wiedziałam, że nagrobki są tak kosmiczne i panuje, aż taka dowolność. Czy widzieliście kiedykolwiek grób w kształcie zaścielonego łożka? Albo który był miniaturowym domkiem z bambusa na plaży, albo taki który jest wypasionym samochodem? Nie? To musicie jechać do Meksyku.
Na wzgórze można było dostać się schodami, od których odchodziło poziome dróżki, gdzie znajdowały się malutkie grobowce. Wielkością przypominały nagrobki niemowląt, a kolory były tak intensywne, jakby ciężarówka z farbami przypadkowo wywróciła się w tym miejscu godzinę temu. Na każdym grobie palił się znicz i nie było dwóch takich samych płyt. Każda była wyjątkowa, jakby opowiadała historię życia danej osoby. Częstym gościem na cmentarzu były jaszczury, wędrujące po swojego rodzaju arcydziełach. Można było się wystraszyć, nie raz o mało nie dostałam zawału. Choć zdecydowanie lepsza jaszczura niż jakiś tam lukrowany kościotrup.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz