sobota, 7 września 2013

NOGAWICZKI

Wracając do Kataru miałam szczęście siedzieć koło Dżamala z Jordanii, którego serdecznie pozdrawiam. Nie pamiętam kiedy minął lot, bo całą drogę rozmawialiśmy na milion najróżniejszych tematów. Dżamal mówi bezbłędnie i obłędnie po polsku, więc już w ogóle byłam niesamowicie zaskoczona. Studiował, mieszkał, pracował w Polsce przez wiele lat i opowiadał jak to było jak przyjechał do Polski naście lat temu. Zimno, ponuro, nikogo nie znał, uczył się trudnego dla obcokrajowca języka i chciał sobie kupić skarpetki. Znał tylko słowo rękawiczki, a skarpetki po arabsku niestety nie brzmiały podobnie. Drogą skojarzeń poszedł do sklepu i powiedział "poproszę nogawiczki" strasznie mnie ta historia rozbawiła, bo w końcu skoro rękawiczki to dlaczego nie nogawiczki?

Sektor usług w Doha jest na poziomie -5 o czym wiemy nie od dziś. Nie raz spotkałam się z tym, że nie mogę czegoś załatwić, albo wręcz udaje mi się to niezwykle łatwo, bo zasady i logika tu właściwie nie istenieją. Na przykład wczoraj wybrałam się na masaż do pobliskiego hotelu. Rezerwację miałam na godzinę dziesiątą, przyszłam parę minut wcześniej. Kazano oczekiwać. Usiadłam na fotelu, przeglądałam kolorowe czasopisma..parę minut po dziesiątej przyszła Pani z kraju na F. i podała mi ankietę do wypełnienia. Co mnie boli, gdzie mnie boli, czy mam jakieś schorzenia, uczulenia itp. wypełniłam, no i dalej czekam. W końcu coś się ruszyło i weszłam do przebieralni, dostałam ręcznik i wskazano mi kabinę w której mam wziąć prysznic przez masażem. Deszczownica prysnęła, aż odskoczyłam wrzątek leci, kurki odpadają, za chwilę lodowata woda, no nie spłuczę się w takich warunkach. Po dziesiąciu minutach walki z prysznicem i temperaturą wody, ubrałam szlafrok i podreptałam w moim mokrych klapeczkach za Panią, pozostawiając ślady na podłodze. Była godzina 10:25 zaczynamy mój 1,5 godzinny relaksujący masaż z olejkami, fiku miku jak obiecał człowiek z którym telefonicznie umawiałam się na to niesamowite doznanie. Pani z kraju na F. chyba sama nie wiedziała co się dzieje, bo masaż nie przypominał niczego. Zła byłam już po kilku minutach, okryta ręcznikiem z basenu z poszarpanymi bokami i wyjątkowo nie znającą się na podstawach masażu Panią. Dobra zaraz znowu ktoś mi będzie mówił, że Ci ludzie mało zarabiają, że to ich jedyny dochód i że znowu wymyślam i wyolbrzymiam, ale otóż co było dalej. Pani wcierała olejek w stopy, następnie włosy i na końcu w moją twarz. Z olejkiem ze stóp na twarzy wyszłam do przebieralni po swoje bibeloty, patrzę na zegarek a tam 11:03. Myślę sobie hola, hola ktoś tu ma inne poczucie czasu, albo coś tu jest nie tak. Lekko zła wychodzę do recepcji i Pani z półuśmiechem podaje mi rachunek na prawie 400 złotych za 60 min.masażu. Oczom nie wierze. Pytam gdzie było to 60 minut bo chyba mamy źle zsynchronizowane zegarki? Pani z kraju na F. odpowiada "Meeeem jor apojment is et 10" Bez komentarza.

Wracając z Londynu na pokładzie VIPy w pierwszej klasie, plus dodatkowo kilka w biznesie, bo się w pierwszej nie wszyscy zmieścili. Ważne osobistości, a w dodatku bliscy znajomi, przyjaciele itd. naszego szefa. O zgrozo, lepiej nie popełnić żadnej gafy, bo będą ścinać głowy. Strach ma wielkie oczy, bo pasażerowie byli przesympatyczni, owszem wymagający, ale zupełnie normalni w porównaniu do naszych wyobrażeń opartych na innych lotach z VIPami. Wylądowaliśmy w Katarze, patrzę przez małe okrągłe okno, a tam w szeregu jak na szachownicy ustawiło się 12 BMW, które blokując pół lotniska oczekiwały na pasażerów z pierwszej klasy. Rzadko spotyka się taki widok. Owszem często pasażerowie wybierają opcję przejazdu BMW do samolotu a nie autobusem, ale czegoś takiego to ja jeszcze nie widziałam. "Świetną" organizacja trwała tak długo, że autobusy z biznes klasą nie mogły przejechać, bo BMW blokowały ruch. Taka sytuacja.

Na urlopie mogłam wreszcie trochę pokoncertować. Zabierałam moje skrzypce dosłownie wszędzie. Moje lekcje nie poszły w las a nawet załapałam sie na małą sesję zdjęciową u Jaśków. Nuty przyklejone taśmą klejącą do szybki, smyczek nasmarowany kalafonią i rozbrzmiały "Cztery pory roku" Vivaldiego. Dziękuję bardzo, bardzo było cudownie. Szykuję już repertuar na grudzień. Do zobaczenia!