sobota, 30 maja 2009

EGIPT 2009

No i jestem w "moim" ciapatkowie. W samolocie moi turyści z zeszłego roku zapewnili mi atrakcje podczas całego lotu. Pogoda piękna, dużo kurzu i właściwie od zeszłego roku niewiele się tu zmieniło. Otworzono kilka nowych knajpek ale też parę zamknęli. Hotele ok, turyści też bez zastrzeżeń jak na razie. Dzisiaj dzień wolny, udało mi się dotrzeć do internetowej kafejki, tak więc piszę parę zdań co będzie się działo przez najbliższe kilka dni. Zaraz na plażę do El Gouny i tak zamirzam spędzić cały błogi dzień. W poniedziałek nowe pachoły przylatują i trzeba będzie dokonać kilku zmian...ale o tym szerzej w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że od wtorku będę miała już lepszy dostęp do neta. Przesyłam gorące pozdrowienia i zapraszam do Egiptu.

niedziela, 10 maja 2009

PRZED WYJAZDEM DO CIAPATOWA


Wyjazd zbliża się wielkimi krokami. Za dwa tygodnie będę już w drodze do Warszawy i później samolot do Hurghady. 5 miesięcy zapowiada się różnie ale może kryzys nie da się tak bardzo odczuć na skórze. Zbieram powoli mój majdan, bo trzeba się jeszcze wyprowadzić z obecnego mieszkania, przewieźć rzeczy i dokonać drobnych zakupów kremów, balsamów i innych mazideł. Niewiarygodne, że jeszcze kilka miesięcy temu wracałam z Egiptu a teraz już znowu do pracy. Czas pędzi jak oszalały a tu tyle niezałatwionych spraw. Muszę się wziąć w garść bo nie wyrobię się. Najgorsza sesja. Nauki dużo a czasu niewiele. Mam nadzieję, że wybaczycie mi teraz nieobecność. Będę pisać po 25 maja...heh będzie się działo :)

środa, 6 maja 2009

TUNEZJA początki






Właśnie w Tunezji zaczęła się moja kariera rezydenta. Pamiętam, że gdy zaproponowano mi wyjazd do Tunezji byłam strasznie zawiedziona. Chciałam jechać wtedy do Egiptu i żaden inny kraj nie wchodził w grę. Ale że byłam świeżo po kursie a moja legitymacja miała zaledwie kilka dni, nie było co kręcić nosem. Podpisałam umowę, wsiadłam w samolot i znalazłam się w Monastirze na początku czerwca 2007.
Pracowało się ciężko. Poznałam super ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Ogromny zasób wiedzy i najważniejsze nauczyłam się być rezydentem, który musi sobie radzić w każdej sytuacji. Początki były straszne i wiele razy pojawiały się łzy. Kilka razy chciałam już wracać do domu. Ale rodzice podtrzymywali mnie na duchu, żebym jednak została i dam radę. Tak też zrobiłam. Odwiedziłam większość najciekawszych miejsc w Tunezji. Od Mahdii po miasteczko Beja na północy. Przeróżne sytuacje i fantastyczna okazja na poznanie kraju z każdej możliwej strony.





Tunezja zachwyca swoją zielenią. Piękne piaszczyste plaże, gorące słońce. W morzu meduzy jak krowy, wielkie i niebieskie. Nigdy takich nie spotkałam, nasze w Bałtyku są niczym mrówka przy słoniu. Białoniebieska zabudowa i poplątanie z pomieszaniem kultur i narodowości. Tłumy Francuzów i większość Tunezyjczyków posługuje się biegle językiem francuskim. Z pewnością warto odwiedzić Tunezję kupić skórzaną torbę na bazarze i obowiązkowo pojechać na Saharę. Zobaczyć gdzie kręcono Gwiezdne Wojny i wspiąć się na wysokie daktylowe palmy. Ahh..znowu się rozmarzyłam...





niedziela, 3 maja 2009

JEEP SAFARI


Ranny ptaszek ze mnie, nie mogąc spać pomyślałam, że miło będzie wrócić wspomnieniami to cudownych chwil w Dubaju. Także dziś trochę o wycieczce na pustynię. Korzystając z voucherów, których świetność polegała na tym, iż można było zamówić główne danie w restauracji i drugie dostać gratis lub jak w naszym przypadku kupić wycieczkę na Jeepy dla jednej osoby a druga jechała za darmo. Takie rozwiązania wprowadził także Kraków, więcej informacji na stronie
www.kartanaplus.pl

Zbiórka na safari była około godziny 15 -stej. Czekaliśmy grzecznie w recepcji na biały samochód z nalepkami ArabiaNight. Nie lubię jak się spóźniają, czując się jak "moi" turyści czekający na wiecznie spóźnione autokary Blue Skya w Egipcie. Ale 5 min spóźnienia jest do wybaczenia. Byliśmy ostatnimi uczestnikami do zabrania więc przypadły nam miejsca na końcu jeepa. Średnio fajnie ale trudno. Jasna kremowa skóra na fotelach, mega wygodnie i komfortowo. Po około 40 minutach zatrzymaliśmy się na pierwszy postój. Meczet, kilka sklepów za napojami toaleta i naciągacze gotowi Ci sprzedać ziemię na której stoisz.


W końcu ruszamy na upragnioną pustynię. Jedziemy autostradą. Mijają nas szybkie luksusowe samochody co wcale mnie już nie dziwi. Dojeżdżamy do bram pustyni, kierowca spuszcza trochę powietrza z kół i wjeżdżamy na drobny jak mąka piasek w miejsce kolejnego przystanku. Tam spotykamy się z kilkunastoma innymi Jeepami z sieci ArabiaNight. Spora grupa czego nie było widać na pierwszy rzut oka. Robimy zdjęcia jak w transie. Piasek, jeepy, kierowców, siebie, znowu piasek i tak do momentu aż znalazł nas Pan od filmowania. Wystylizowany chudzielec z kamerą i para aparatów niemałych gabarytów. Macha, wygina się objaśnia co i jak robić. Tak więc kierując się wskazówkami Pana od zdjęć i filmów robimy miny, uśmiechamy się, podskakujemy jak jakieś korki, wszystko po to aby mieć piękną pamiątkę w postaci DVD.


Pozowanie skończona i zaczyna się zabawa. Ruszamy w otchłań pustyni, która była niesamowicie czysta i piękna. Nie to co w Egipcie. Ogromne piaskowe wydmy i białe jeepy wpinające się na ich szczyty.

Kierowcy choć uparcie twierdzili, że to jest ich pierwszy raz, byli doskonale doświadczonymi ekspertami w jeździe po piaskach pustyni. Po kilku minutach było mi już nie dobrze, od wiecznego podskakiwania i tym bardziej przeklinałam siedzenia na tyłach.Przed nami siedziała starsza para Irakijczyków, ubrana jakby lada moment szła na uroczystą kolację. A dwie kolejne osoby nie mam pojęcia skąd byli bo słowa z nimi nie zamieniłam. Pustynia i wesołe miasteczko w jednym. Zatrzymaliśmy się na wieeelkiej wydmie, widok zapierał dech w piersiach. Krótki odpoczynek, dla wielu sesje zdjęciowe w różnorodnych pozach. Napotkaliśmy dzikie wielbłądy i małych długich jadowitych mieszkańców jakże gorącego miejsca.





Ostatni postój przeznaczony był na podziwianie zachodu słońca. Powoli niczym ogniska kula słońce chowało się za horyzontem żegnając piękny słoneczny i jakże atrakcyjny dzień. Ponownie wsiedliśmy do aut i udaliśmy się w stronę dłuższego postoju. Coś a la osada beduińsko-berberyjska gdzie czekały na nas pisakowe deski ( wyglądały dokładnie jak snowboard) z taką różnicą, że zamiast śniegu był piasek. Quady, wielbłądy i kilka innych przyjemności. Miejsce ogrodzone wysokim murem przypominającym słomę, bambus lub liście palmy, na środku ogromne wybetonowana scena wyłożona wzorzystym dywanem.


W około miejsca do palenia fajki wodnej, świeży chleb prosto z pieca, przekąski, przymierzalnia tradycyjnych arabskich strojów dla pań i panów i na końcu kanciapa Pana fotografo-filmowacza, który zabrał się za montowanie DVD. Usiedliśmy po turecku przy stolikach rozstawionych przy scenie. Zamówiliśmy po coca-coli i czekaliśmy na występy tańca brzucha. Młoda dziewczyna w turkusowo-czarnym stroju tańczyła w rytm arabskiej muzyki. Jak na moje kilka lekcji z tańca brzucha, tańczyła tak sobie. Znając tajniki co wolno a czego nie, miałam kilka uwag, bo przecież tancerka może dotykać co najwyżej swoich włosów a nie jak w tym przypadku bioder i brzucha. No ale generalnie występ był czarujący i wszystkim niewtajemniczonym się podobał. Po wrażeniach tanecznych przyszedł czas na jedzonko. Nareszcie...bo byłam już strasznie głodna. Grill, sałatki, makarony i inne przysmaki do których ustawiły się dwie kolejki, z jednej panie z drugiej panowie. Nie rozumiałam dlaczego skoro pań było 3 razy więcej jak panów ale niech i tak będzie. Poszłam na końcu, żeby ominąć tłum wygłodniałych turystów, którzy wyglądali i zachowywali się jakby nie jedli od kilu dni. Najadłam się jak bąk. Z pełnym brzuchem najchętniej położyłabym się na pustyni i zasnęła. Rozmarzyłam się patrząc w gwiazy na czarnym niebie gdy włączyli film. Na białej płachcie wyświetlono zmontowany przez czarodzieja foto - video speca film. Trochę o Dubaju trochę o nas..ciekawa forma, ładny efekt końcowy. Kupiliśmy dwie płytki i już bez szaleństw po ciemku wracaliśmy do hotelu. Jest co wspominać. Pustynia w Dubaju jest najpiękniejsza z wszystkich, które dotychczas widziałam. Chciałabym tam wrócić, choć na chwilę.

sobota, 2 maja 2009

KONKURS

Jeszcze nie tak dawno koleżanki się śmiały, że zgłoszą mojego bloga do jakiegoś konkursu - a tu proszę, konkurs przyszedł do mnie. Ciekawa forma, interesująca nagroda - bo kto by nie chciał napisać artykuł do Elle lub In Style. Rozmarzona zachęcam do głosowania na najlepszy blog.


konkurs

piątek, 1 maja 2009

Ecco wakacje



Nowe logo, nowi ludzie duuuże zmiany i za 3 tygodnie powrót do Egiptu. W tym roku zapowiada się więcej pracy niż zwykle, ale nikt nie powiedział, że będzie lekko. Odpocznę trochę od zgiełku uroczej Hurghady i zamieszkam w Safadze położonej 60 km od centrum miasta. Tabliczki, stroje służbowe gotowe a ja wciąż z głową w książkach i notatkach. Sesja - system eliminacji studentów jest aktywny mam wrażenie, że im dłużej studiuję tym bardziej mnie to męczy. Przedmioty powtarzają się po raz enty i nic nowego nie wnoszą w dotychczas zdobyte umiejętności. Wielka nuda, ale nawet to muszę szybko przezwyciężyć i relacji z Egiptu będzie zatrzęsienie.
Wyjazd 25 maj, zaklimatyzuję się mam nadzieję szybko i będę pisać jak moi turyści się sprawują.