Nie uwierzycie. Ja do tej pory przecieram oczy ze zdziwienia. Przed lotem do Kalkuty z którą kojarzy mi się tylko Matka Teresa i cała otoczka Indii, które toną w górze śmieci, sprawdziłam załogę i system wyświetlił dwie Koreanki, Tajkę i dwie Hinduski. Tragedia Posejdona. Przyszłam na briefing trochę wcześniej, bo wyjątkowo nie było ruchu na drodze i busik dojechał bardzo szybko. Po kilkunastu minutach byłyśmy już w komplecie. Zaczęło się od autoprezentacji, czyli skąd się przybyło, jak długo pracuje się w firmie i jakimi językami się mówi. I pierwszy raz ktoś wyrwał mnie w butów. Pałeczkę przejmuje Koreanka i mówi "Hi, my name is Yu-Mi, Im from South Korea and I speak english, korean and POLISH". Zemdlałam. Myślałam, że źle słyszę, ale okazało się, że koleżanka YuMi zasuwa po polsku jak mały robot. Mieszkała rok w Krakowie i rok w stolicy. Uczyła się języka pięć lat w Korei, a potem na Jagiellońskim. Dacie wiarę?
Cały lot rozmawiałyśmy po polsku i nie mogłam się nadziwić, że tak świetnie mówi w naszym języku. Na pytanie co najbardziej podobało Ci się z Polsce, odpowiedziała bez zająknięcia - "tyskie". Potem dodała, że jadła też kiełbaski z niebieskiej nyski przy Hali Targowej i mnie kupiła. Zna wszystkie zakątki, smaki i tęskni za Polską. Powiedziała, że bardzo jej się podobało, tylko "chłopaki nie ładni". Miło było pogadać po polsku, w najmniej oczekiwanym momencie. Na dodatek z ostatnią osobą, którą bym mogła podejrzewać o znajomość jakże trudnego języka.
Cały lot rozmawiałyśmy po polsku i nie mogłam się nadziwić, że tak świetnie mówi w naszym języku. Na pytanie co najbardziej podobało Ci się z Polsce, odpowiedziała bez zająknięcia - "tyskie". Potem dodała, że jadła też kiełbaski z niebieskiej nyski przy Hali Targowej i mnie kupiła. Zna wszystkie zakątki, smaki i tęskni za Polską. Powiedziała, że bardzo jej się podobało, tylko "chłopaki nie ładni". Miło było pogadać po polsku, w najmniej oczekiwanym momencie. Na dodatek z ostatnią osobą, którą bym mogła podejrzewać o znajomość jakże trudnego języka.