Plusem posiadania samochodu jest to, że można swobodnie i o każdej porze gdzieś wyruszyć. Moją ulubioną wycieczką, jest przejażdżka na drugą stronę ulicy do supermarketu. No dobra można by się przespacerować, szczególnie, że w Katarze już zima - czyli chłodniej ale nadal gorąco w ciągu dnia, ale jak już się rozpędzę z kupowaniem co mi się jeszcze przypomni..to nie doniosę. Więc prosta sprawa - jadę autem. Przejazd zajmuje mi dłużej, niż przedreptanie z laczka bo muszę objechać, zawrócić i dopiero jak hiena polować na miejsce parkingowe, bo wystarczy, że czekając na miejsce ktoś wyjedzie w inną stronę i "bęc" już ktoś mi tam wjedzie, nie patrząć na to, że ja czekam z włączonym migaczem. Awantura gwarantowana. Na nic się zdają nerwy, bo tu panuje prawo dżungli, trzeba szukać nowego miejsca. W końcu mam, z piskiem opon wjeżdżam, żeby na pewno nikt sobie na ten kawałek zębów nie ostrzył.
Nie dodałam, że jest przed ósmą w sklepie panowie w uniformach przebierają popsute pomidory i dokładają nowe warzywa i owoce. Znam trasę mojego objazdu wózkiem tak dobrze, że mogli by zgasić światło a i tak bym kupiła wszystko co potrzebuję. Wrzucam kluczyki, plastikową kartę i szmacianą torbę na zakupy do mini wózka i szusuję między regałami. Pierwszy punkt - bagietki, bo idę o zakład, że jeszcze nie gotowe. Czuję się jak u siebie bo pan od pieczywa krzyczy z końca "dzień dobry madam - bagietki jeszcze nie gotowe - 15 min madam" no dobra, mam czas na resztę zakupów. Dojeżdżam do działu owoce - pakuję banany, brzoskwinie, padam na zawał przy dziale z borówkami i stwiedzam, że przeżyję bez nich bo cena powala. Szukam fig na koktajl alewidzę brzoskwinie, cytrusy, banany, mango - fig brak. Pytam przebierającego w pomidorach pana z obsługi "do u have fig" -pig??? odpowiada. Nie pig tylko fig, taki owoc...aaa.."no madam mefi fig" no i po koktajlu.
Gorące pachnące bagietki dowiozłam do domciu. Zjadłam śniadanie z moją nową-starą współlokatorką. Nie pamiętam czy pisałam, że czekoladowa wreszcie się wyprowadziła i powróciła do mnie moja kochana Ukrainka. Zamieszania było sporo, załatwiania jeszcze więcej, i co wydawało się niemożliwe stało się realne. Znowu mieszkamy razem i wreszcie nikt nie trzaska drzwiami i nie ma problemu, że ktoś mnie odwiedza.
Dostałam też maila w związku z wielkim wydarzeniem, które szykuje się już za parę dni. A mianowicie przystępujemy do OneWorld i nie wiem czy się bardziej cieszyć czy płakać, zostałam przydzielona do obsługi lotu do Dubaju z naszym szefem na czele i super vipami, którzy przylecą do Doha na ineagurację. Mam nadzieję, że nie zemdleję albo nie poleję nikogo arabską kawą. Mogę się tylko domyślać co tam się będzie działo. Ćwiczę uśmiech numer pięć i przyszywam guziki, żeby z wrażenia nie poodpadały.
Nie dodałam, że jest przed ósmą w sklepie panowie w uniformach przebierają popsute pomidory i dokładają nowe warzywa i owoce. Znam trasę mojego objazdu wózkiem tak dobrze, że mogli by zgasić światło a i tak bym kupiła wszystko co potrzebuję. Wrzucam kluczyki, plastikową kartę i szmacianą torbę na zakupy do mini wózka i szusuję między regałami. Pierwszy punkt - bagietki, bo idę o zakład, że jeszcze nie gotowe. Czuję się jak u siebie bo pan od pieczywa krzyczy z końca "dzień dobry madam - bagietki jeszcze nie gotowe - 15 min madam" no dobra, mam czas na resztę zakupów. Dojeżdżam do działu owoce - pakuję banany, brzoskwinie, padam na zawał przy dziale z borówkami i stwiedzam, że przeżyję bez nich bo cena powala. Szukam fig na koktajl alewidzę brzoskwinie, cytrusy, banany, mango - fig brak. Pytam przebierającego w pomidorach pana z obsługi "do u have fig" -pig??? odpowiada. Nie pig tylko fig, taki owoc...aaa.."no madam mefi fig" no i po koktajlu.
Gorące pachnące bagietki dowiozłam do domciu. Zjadłam śniadanie z moją nową-starą współlokatorką. Nie pamiętam czy pisałam, że czekoladowa wreszcie się wyprowadziła i powróciła do mnie moja kochana Ukrainka. Zamieszania było sporo, załatwiania jeszcze więcej, i co wydawało się niemożliwe stało się realne. Znowu mieszkamy razem i wreszcie nikt nie trzaska drzwiami i nie ma problemu, że ktoś mnie odwiedza.
Dostałam też maila w związku z wielkim wydarzeniem, które szykuje się już za parę dni. A mianowicie przystępujemy do OneWorld i nie wiem czy się bardziej cieszyć czy płakać, zostałam przydzielona do obsługi lotu do Dubaju z naszym szefem na czele i super vipami, którzy przylecą do Doha na ineagurację. Mam nadzieję, że nie zemdleję albo nie poleję nikogo arabską kawą. Mogę się tylko domyślać co tam się będzie działo. Ćwiczę uśmiech numer pięć i przyszywam guziki, żeby z wrażenia nie poodpadały.