Ostatnio w Doha dużo się dzieje. Zaczynając od genialnego Food Festival po koncerty światowych gwiazd muzyki. Będąc na miejscu, takich okazji nie można przegapić. Festiwal jedzenia przyciągnął tłumy ludzi i o dziwo nawet wszystko było ładnie zorganizowane. Mówię o dziwo, bo Katarczycy mają zachwiane poczucie organizacji i najczęściej nikt nic nie wie, każdy mówi co innego i jest szatański chaos. A tu proszę, niespodzianka. Food Festival trwał cztery dni. Hotele i restauracje oferowały swoje specjały, od których można było dostać zawrotu głowy. Impreza miała miejsce w parku przy Muzeum Sztuki Islamskiej, gdzie rozstawione zostały namioty i najlepsi szefowie kuchni przygotowywali najróżniejsze dania.
Wstęp na festiwal jest darmowy. Dopiero gdy ma się ochotę czegoś spróbować trzeba nabyć kupony, dostępne w kilku wyznaczonych miejscach. Wtedy doliczana jest opłata dla organizatora w wysokości dziesięciu rijali. Ceny na stoiskach nie przekraczały dwudziestu rijali, więc można było spróbować kilku rzeczy na raz i jeszcze zostawić miejsce na deser. Wybór był naprawdę imponujący. Wybrałyśmy z ciocią Anią, kuchnię meksykańską i usiadłyśmy przy okrągłym stole przy filipińskiej rodzinie. Żar z nieba, bo lato już się zbliża wielkimi krokami, jedyny minus, że nie ma parasoli pod którymi można się na chwilę schować do cienia. Główną atrakcją pieszczącą kubki smakowe imprezy było "dine in the sky" czyli trzydaniowy zestaw kulinarnych wariacji, serwowany na wysokości 40 metrów nad ziemią. Siedem razy w ciągu dnia 22 odważnych, ma przyjemność dosłownie zasiąść w chmurach i oprócz doznać widokowych są też te smakowe, przygotowywane przez najlepszych kucharzy. Koszt obiadu w chmurach wynosił 500 rijali a bilety rozeszły się jak świeże pączki. Osobiście patrząc na dźwig, który podnosi platformę stolików na wysokość czterdziestu metrów, zrobiło mi się słabo i chyba bym tam ze strachu nic nie zjadła...ale pomysł uważam za bardzo interesujący.
Wstęp na festiwal jest darmowy. Dopiero gdy ma się ochotę czegoś spróbować trzeba nabyć kupony, dostępne w kilku wyznaczonych miejscach. Wtedy doliczana jest opłata dla organizatora w wysokości dziesięciu rijali. Ceny na stoiskach nie przekraczały dwudziestu rijali, więc można było spróbować kilku rzeczy na raz i jeszcze zostawić miejsce na deser. Wybór był naprawdę imponujący. Wybrałyśmy z ciocią Anią, kuchnię meksykańską i usiadłyśmy przy okrągłym stole przy filipińskiej rodzinie. Żar z nieba, bo lato już się zbliża wielkimi krokami, jedyny minus, że nie ma parasoli pod którymi można się na chwilę schować do cienia. Główną atrakcją pieszczącą kubki smakowe imprezy było "dine in the sky" czyli trzydaniowy zestaw kulinarnych wariacji, serwowany na wysokości 40 metrów nad ziemią. Siedem razy w ciągu dnia 22 odważnych, ma przyjemność dosłownie zasiąść w chmurach i oprócz doznać widokowych są też te smakowe, przygotowywane przez najlepszych kucharzy. Koszt obiadu w chmurach wynosił 500 rijali a bilety rozeszły się jak świeże pączki. Osobiście patrząc na dźwig, który podnosi platformę stolików na wysokość czterdziestu metrów, zrobiło mi się słabo i chyba bym tam ze strachu nic nie zjadła...ale pomysł uważam za bardzo interesujący.