czwartek, 25 kwietnia 2013

ŻAGLE NA MASZT

Kiedy miałam szesnaście lat, zostałam postawiona przed domowym sądem rodzinnym, a sprawa dotyczyła wakacji. Był płacz i kałuża łez, bo tego roku postanowieniem sądu najwyższego zagraniczne wakacje nie wchodziły w grę. Do wyboru miałam zostać w domu, albo jechać na obóz żeglarski do lasu na mazury. To nie były żarty, dziesięcioosobowe namioty, łóżka polowe i kąpiel na sygnał w jeziorze były wtedy moją wizją końca świata. Jak się później okazało takich końców świata znalazłam później jeszcze kilka..ale nie było wyjścia, musiałam odbyć karę wiezienia w lesie w Okartowie i żeby mi smutno nie było, szukałam kogoś na tyle zakręconego, kogo rodzice puszczą na szalony obóz na łonie natury. Nie musiałam długo szukać, jeden telefon i miałam już kompana, którego w pociągu okrzyknięto moją bliźniaczą siostrą i tak już zostało do dziś. Siostra spakowała żółte kalosze, za które miała dostać gratyfikacje finansową, jeśli się nie przydadzą - jak uznał Tato - przydadzą się nie raz. Siostra wygrała zakład, a ja robiłam okopy w kaloszach, gdy nam w nocy zalewało namiot i postawiono obóz na nogi i wręczyli łopaty, coby nam do jeziora nie odpłynął. Nie przygotowane na wakacje pod chmurką, zabrałyśmy zestaw ubrań, których przez cały obóz nawet nie wyciągnęłyśmy z walizek - bo wstyd. Chodziłam w jednym t-shircie, szortach i klapkach, walczyłam o dżem na śniadaniu i myłam talerze w jeziorze.

Przeżycia niezapomniane. Pływaliśmy całymi dniami, łapaliśmy wiatr w żagle i śpiewaliśmy szanty, które wieczorem rozbrzmiewały przy ognisku z dodatkiem akompaniamentu gitary. Katowaliśmy węzły żeglarskie, które nie raz się później przydały i robiłyśmy rzeczy, o które bym się nie podejrzewała. Obóz wspominam jaką najlepszą przygodę, która mi się przytrafiła, tylko nigdy nie było okazji wybrać się już własną paczką i pożeglować. Dlatego czuję trochę niedosyt i ciągle w głowie wędrują pomysły jakby tu na mazury...

Wracając do Doha z wakacji, spotkałam w samolocie dużą zorganizowaną grupę, która leciała do Tajlandii. Nie byłabym sobą jakbym nie zaczepiła w samolocie i nie zagadała przynajmniej gdzie leci pasażer siedzący obok, to już chyba zawodowa ciekawość, i o to zostałam oczarowana niezwykłą propozycją na spędzenia niesamowitych wakacji, urlopu czy jak tam zwał. Żagle na maszt i każdy może wypłynąć w taki rejs. Wyprawy są już rozplanowane na cały rok, widać kiedy i gdzie rozpoczynają się rejsy. Dla tych którzy lubią niekonwencjonalne sposoby spędzania wolnego czasu i chcą przeżyć coś więcej niż opalanie w hotelu all inclusive czy jak to mówili moi turyści "all excuse me" gorąco polecam do zaglądnięcia na ich stronę internetową http://www.jachting-club.pl/. Sama się kiedyś chętnie wybiorę, tylko na razie z terminami ciężko się dopasować.

4 komentarze:

  1. Świetna ta strona, którą Ci pasażer podał ;-) Fajnie byłoby się wybrać na takie coś!

    Mam pytanie odnośnie linii lotniczych. Czy stewardessami mogą też być dziewczyny z krótkimi włosami, w stylu boba? Niestety, na każdym zdjęciu, na które patrzę w sieci, są dziewczyny z długimi, upiętymi włosami. Mam nadzieję, że mi odpowiesz :)

    Pozdrawiam i owocnych przygód!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) to zależy od indywidualnych upodobań linii. Ale nie wszędzie wymaganiem są długie włosy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Siostra, uważaj bo się o szyszkę potkniesz!

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite zdjęcie!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń