piątek, 10 maja 2013

JEST SZAŁ - DUBAJ

Dawno nie byłam na żadnej wycieczce, nie licząc wakacji w domu, dlatego na propozycję orzechów, aż podskoczyłam. Orzechy to Ania i Jacek. Mieszkają w Doha i zapewniają mi na co dzień tyle wrażeń i śmiechu do łez, że porobiły mi się już zmarszczki mimiczne. Wybierali się na fascynujący jak zapewniał Jacek, weekend do błyszczącego od świateł neonów Dubaju, wybrałam się i ja. Samolot Emirates zabrał mnie w środku nocy na pokład wielgachnego samolotu. Ilość siedzeń w klasie ekonomicznej, po godzinnym locie gwarantuje zatrzymanie obiegu krwi w nogach i jak mi było ciasno, to co dopiero by powiedział Stefan, który ma nogi jak żyrafa. Apeluję, ćwiczcie z Chodakowską bo inaczej będziecie dzielić siedzenie z pasażerem z podłokietnika obok. Żarty, żarty...ale faktycznie dodatkowy fotel w rzędzie robi różnicę. Za to obsługa była bardzo sympatyczna, i ręczniki i kawka, herbatka i czego dusza zapragnie. Wystartowaliśmy. W kabinie na suficie pojawiło się tysiące maleńkich światełek, które przypominały gwieździste niebo nad Saharą. Naprawdę zrobiło się magicznie i zapomniałam już, że pasażer z kraju na I. zabrał mi pół siedzenia i cały podłokietnik. Ale przynajmniej siedziałam przy oknie i miałam cudowny widok na Dubaj o poranku. Nie omieszkałam umieścić całej głowy w okrągłym okienku, odbierając sobie poniesione krzywdy w czasie całego lotu a'la sardynka.


Orzechy zawitały do Dubaju już dzień wcześniej. Pomyślałam sobie, że nie będę ich budzić, bo przecież czeka nas cały dzień niesamowitych przygód i atrakcji, więc dam się im wyspać. Ale skąd...Ania leciała telepatycznie ze mną, jak ciocia Klocia czuwała, żeby nie zaspać na mój przyjazd i żebym nie stała gdzieś samotnie. Stałam i owszem, ale w półgodzinnej kolejce po wizę, która prawie się nie ruszała. Miałam ze sobą tylko bagaż podręczny, więc o tyle dobrze ominęła mnie taśma z walizkami. Taksówki mają eleganckie, czysto, pachnąco, przemili kierowcy, jakby się wkroczyło w inny wymiar. W Doha są jeszcze w erze kamienia łupanego, gdzie człowiek modli się całą drogę, żeby kierowca w końcu odnalazł drogę do celu i żeby nie miał stłuczki. Taksówki są brudne i jakby mogli to by w ogóle nie włączali liczników i kasowali potrójnie za przejazd z punktu A do punktu B. Kierowca grzecznie zapytał w które miejsca ma mnie zawieźć i standardowo - skąd jestem. Nie nabrałam jeszcze energii więc, nie podtrzymywałam rozmowy i zrobiłam sobie kilkuminutową drzemkę, bo po chwili byłam już na miejscu. Ania w zielonych gaciach alladynkach, odebrała mnie z chodnika przed hotelem i tajniacko przemyciła do pokoju. Wizytówką hotelu był nocny klub na pierwszym piętrze, gdzie panie z kraju na F. prezentowały swoje wdzięki, wijąc się w rytm latynoskich rytmów. Jest szał...Przebieramy się i ruszamy na śniadanie do Libańskiej restauracji.

c.d.n.

3 komentarze:

  1. To czekamy na ciag dalszy a w miedzyczasie pytanie z innej beczki - jaki jest limit bagazu QA do Wwy? Tez tylko 23 kg? :/

    OdpowiedzUsuń
  2. :)) 23kg chyba ze się przystąpi do programu lojalnościowego to wtedy można trochę więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki za podpowiedz ;) Przemysle temat :) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń