czwartek, 17 marca 2011

9 PIĘTRO

Zostały już tylko dwa tygodnie do zakończenia szkolenia. Mam wrażenie, że nic nie wiem i chętnie przedłużyłabym ten kurs o kolejne dwa miechy. 31 marca mamy ceremonie rozdanie skrzydeł tzw. "wings day". Niedługo będziemy mierzyć uniformy i jeszcze raz przechodzić przez regulacje groomingu ( czyli jak należy wyglądać od A do Z ).

Ostatnie dni były bardzo stresujące. Popłynęły pierwsze łzy, ale teraz już wszystko jakoś się kręci. Egzaminy pisemne, ustne i praktyczne, wkuwanie na pamięć naszych manuali, które razem ważą chyba z 8 kg. Dzięki Bogu wszystko zaliczone i jest chwila oddechu, można wybrać się na souk na jabłkową shiszę. Zanim jednak na fajkę, muszę opowiedzieć co mi się ostatnio przytrafiło.

Po przyjeździe do Doha, babeczki z groomingu oglądały nas od stóp po głowę, każde zadrapanie, każdą kropkę, kreskę skaleczenie trzeba było odnotować, no i oczywiście tatuaże. Musiałam się przyznać do mojego słoneczka, które zrobiłam z myślą, że ma być przede wszystkim niewidoczne. No i było do czasu, kiedy musiałam przymierzyć bluzeczkę z uniformu. Tatuażu nie widać, ale gdy się bardzo postaram, końcówki promyków wychodzą na 2-3 mm. Jakoś tydzień temu, zostałam wezwana do groomingu na rozmowę. Temat mojego słońca wypłynął na powierzchnię. Ponownie pytali o wszystkie szczegóły z nim związane i zapowiedzieli spotkanie na oglądanie i sprawdzanie i niby szukanie rozwiązania, co z nim zrobić i jak go ukryć przed arabskimi oczami. Mijały dni, a o paniach z GR ani widu ani słychu. No a dzień przed moim najważniejszym egzaminem, zadzwonił telefon.

Dostałam bojowe zadanie kupna podkoszulki, która zakrywać będzie mój tattoo. Kukiełka, która do mnie dzwoniła, nie przejęła się faktem iż się uczę i nie wiem czy znajdę czas, żeby pojechać i szukać jakiejś tam koszulki. Tak czy owak, zebrałam się i pojechałam do supermarketu przypominającego nasze tesco na zakupy. Kupiłam jakąś bawełnianą koszulkę, ale tak jak podejrzewałam, zasłoniła tylko połowę tego co powinna zasłonić w całości. Egzamin zaczynałam o godz.12:00 i wszyscy w wieży wiedzieli gdzie muszę być o 14:00 tylko nie ja. Tzn. wiedziałam, że mam spotkanie, ale jeszcze wtedy nie dotarło do mnie z kim. W groomingu czekała na mnie bluzka z uniformu, którą miałam w trybie przyspieszonym założyć, żeby się nie spóźnić. Zaraz po mnie przyszła jeszcze jedna dziewczyna i jakoś tak od razu raźniej się zrobiło. Groomingowa kukiełka zaprowadziła nas do "performance office" gdzie czekała na nas jakaś inna pani. Wsiadłyśmy do winy i gdy zobaczyłam wciśnięty guzik z numerem 9, zrobiło mi się słabo.

No i się wyjaśniło, który element rozmowy telefonicznej przegapiłam. Oczywiście Pani mówiła coś o "CEO", ale kto by się tam wgłębiał w szczegóły. No i siedzę na 9 pietrze w poczekalni do biura najważniejszej osoby w Qatar Airways - Mr.Akbara Al Baker'a. Napięcie sięgnęło zenitu, gdy minęła godzina, a ja dalej siedziałam na białej skórzanej sofie z klimatyzacją dmuchająca mi prosto w głowę. W biurze atmosfera, jakbyśmy czekały na wejście do gabinetu prezydenta. Co tam prezydenta - króla. Szłam jako pierwsza, nie miałam pojęcia co mnie tam czeka, a tym bardziej dlaczego robią tyle zamieszania o mój niewinny tatuaż. Weszłam do środa, powiedziałam "dzień dobry" i zrobiłam uśmiech numer pięć. Była rozmowa, żarcik i oglądanie tatuażu. Ściąganie i zakładanie żakietu, przypominanie regulacji i procedur panujących w firmie, i skończyło się na tym, że mam przyklejać plasterek i się nikomu nie chwalić, że mam tatuaż.

Kolejne atrakcje zaliczone. Ludzie z wieży pracują w QA czasami po kilkanaście lat i nigdy nie mieli okazji być na 9 piętrze. To się nazywa mieć farta. Mam nadzieję, że nie będę wzywana nigdy więcej na rozmowę do CEO. Dziewczyny powypadały z butów jak im powiedziałam, gdzie byłam. Teraz mogę pocałować żabkę w łapkę i choćby skały srały tatuaż zostaje.

1 komentarz:

  1. Opłacało się przeczytać tego posta choćby dla samego ostatniego zdania :D

    Kurczę, gratuluję- dobrze zaczęłaś karierę w QA- od razu wiedziałaś z kim się "zkumplować" :)

    OdpowiedzUsuń