Po cudownym urlopie w Polsce, przyszło wrócić do Kataru. W mieszkaniu zastałam piaskownicę i dosłownie sypnęło mi piachem w oczy jak weszłam do domu. Koszmarny kurz na trzy centymetry, pokrył każdą nawet najmniejszą szczelinę, więc dzisiaj miałam co robić. Przyzwyczaiłam się już do spania, jedzenia i wycierania się zakurzonym ręcznikiem, ale wczoraj to nie można było nawet oddychać. Posprzątane, wypucowane, a jutro będzie to samo. Uroki życia w piaskownicy trzeba zaakceptować. Nie dostałam jeszcze nowej współlokatorki, ale już mi się dzisiaj śniło, że przyszła szczupluteńka Marokanka z długimi, czarnymi, kręconymi włosami, które blokowały odpływ w wannie. Mam nadzieję, że to nie sen proroczy i prędko mi nikogo nie wrzucą.
Z Polski przywiozłam trochę twarogu, pyszny chleb i 3 kilo extra, których nie przewidziałam. I nie mówię tu o nadbagażu...który tez miałam i Pani we Frankfurcie prawie kazała mi wyciągnąć 2 kg z podręcznej walizki. Więc teraz odchudzanie w przyśpieszonej formie. W domciu było bosko, spotkałam się z przyjaciółmi i poleniuchowałam w każdym calu. Jadłam truskawki i obiadki u babci, których efekty już widać. Pojechałam też do Wierzchowisk, gdzie babcia od strony mamy wybudowała drewniany domek i na wsi, która wcale nie była taka wiejska jak myślałam, spędziłam trzy dni. Max już pierwszego dnia wytarzał się w krowim gównie i trzeba było gówniarza od razu kąpać. Z naszej trójki Max czuł się najbardziej jak u siebie, chodził po całej wsi i wracał zadowolony, cały się oblizując. Szczekał na krowy, które patrzyły na niego otępiale i stukał paznokciami po panelach. Potem pojechałam do Krakowa, bez którego by się nie obyło. Piękna pogoda, cudna atmosfera i ludzie, którzy bawią do łez. Dobrze być znowu na starych śmieciach.
A teraz powrót do rzeczywistości, która może niedługo nabierze soczystych kolorów...Bo przecież w najbardziej nieoczekiwanym momencie, może nas spotkać coś co będzie spełnieniem marzeń i snów? Czy warto oddać się szaleństwu i uśmiechać się, że jest nowy piękny dzień. Mówi się, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wierzę, że jest w tym ziarenko prawdy.
czesc. bardzo lubie czytac twojego bloga.... lubie twoje poczucie humoru :) szczegolnie ze moj malzonek to arab a mieszkamy na pustyni, nad zatoka...;) tak wiec dziele twoje bole..... plz kontunuuj pisanie bo bardzo mi sie poprawia humor po twoich postach :)) dzieki, Ania :))
OdpowiedzUsuńNic się ostatnio nie dzieje, nie ma się do czego lub kogo przyczepić...Ale pisać będę :)))) Dziękuję i pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń