Chciałabym się wreszcie porządnie wyspać. Niby mam wolne, niby śpię, ale po drodze budzę się, wiercę, kręcę i koło drugiej w nocy jestem już wyspana. Nienormalne. Teraz zagadka, czy chodzi o klimatyzację, że buczy? Czy, że za bardzo chłodzi i mi zimno, albo jak wyłączę jest za gorąco. Brałam pod uwagę też żyłę wodną, ale łóżko już przesuwałam. Nic nie działała. Tabletek nasennych się boję, że się nie dobudzę przez kolejne kilka dni, więc będę podejmowała kolejne próby, w celu osiągnięcia długiego słodkiego snu.
A co w Doha? Pogoda jest jeszcze całkiem znośna. Temperatura przekracza 40 stopni, ale w porównaniu z ubiegłym rokiem, można jeszcze wytrzymać. Do sklepu i z powrotem, bo na dalsze eskapady i tak potrzebna jest taksówka. Dalej mieszkam sama, z czego się bardzo cieszę i mam nadzieję, że taki stan będzie trwał jak najdłużej. W moim budynku głupia kotka znowu ma małe, śmierdzi szczochami i szlag mnie trafia, kiedy wracam z lotu a główny korytarz wygląda jak zoo. Wszędzie kupy i bezmózgie laski je jeszcze dokarmiają, wpuszczają do środka bo im na zewnątrz za gorąco. Puste plastikowe cipy! Chyba muszę sobie zaparzyć melisę, bo aż mi się ciśnienie podniosło.
W pracy, o dziwo wszystko dobrze. Żeby nie zapeszyć, dobry grafik, długie loty, więc jestem zadowolona. Całkiem sporo wolnego, można odpocząć, poczytać książki i spotkać się ze znajomymi. Ze sbyja dostałam Japonię, strasznie długi lot, zero odpoczynku, ale załoga była na medal, bo ani minuty się nie nudziłam. Musiałam napić się kawy, której nie lubię i nie piję, żeby nie strzelić pieczątki na blacie. Bo to, że na nudę narzekać nie mogłam, oczy same się zamykały. Pasażerowie śmieszni, rozbrajający, bezproblemowi. Na zwiedzanie wybrałam się do Kyoto. Trochę pociągiem, trochę autobusem i potem spacerek. Ajj..ale tam było pięknie. Spotkałam Maiko, którą szkoli się przez pięć lat, żeby stała się gejszą. Pięknie pomalowana, delikatna jak płatek róży, zrobiła na mnie wrażenie, ogromne. W towarzystwie fotografa i niewysokiej kobiety przechadzała się w kimonie po zabytkowej części miasta. Zapytałam mężczyzny czy mogę zrobić jej zdjęcie. Kazał mi chwilę zaczekać, po czym poszedł i szepnął jej do ucha moją prośbę. Zgodziła się i tym sposobem, mogę się z wami podzielić moim ulubionym zdjęciem z Kyoto.
Z pierwszego pobytu w Japonii, przywiozłam batonik KitKat zielona herbata, którego tym razem nie dostałam. Jak powiedział mi sprzedawca "droga Pani, to nie sezon na zieloną herbatę". Zmarszczyłam czoło ze zdziwienia, nie ma sezonu na batona? Ja rozumiem, że może nie być sezonu na truskawki albo pomarańcze, ale ta wiadomość powaliła mnie na kolana. No i jak Japończyk powiedział, tak się stało. W żadnym sklepie, a co więcej nawet na lotnisku nigdzie nie było nawet jednego batonika Kitkat zielona herbata. Ślinka cieknie, ale może w październiku będzie sezon, bo otwieramy bezpośredni lot do Tokio. Także kolejne miasto do podbicia. Polski jak nie było tak nie ma. Jakieś plotki krążyły, że niby ma się coś ruszyć, ale chyba nie prędko pojawi się Warszawa na siatce połączeń Qatar Airways.
A co w Doha? Pogoda jest jeszcze całkiem znośna. Temperatura przekracza 40 stopni, ale w porównaniu z ubiegłym rokiem, można jeszcze wytrzymać. Do sklepu i z powrotem, bo na dalsze eskapady i tak potrzebna jest taksówka. Dalej mieszkam sama, z czego się bardzo cieszę i mam nadzieję, że taki stan będzie trwał jak najdłużej. W moim budynku głupia kotka znowu ma małe, śmierdzi szczochami i szlag mnie trafia, kiedy wracam z lotu a główny korytarz wygląda jak zoo. Wszędzie kupy i bezmózgie laski je jeszcze dokarmiają, wpuszczają do środka bo im na zewnątrz za gorąco. Puste plastikowe cipy! Chyba muszę sobie zaparzyć melisę, bo aż mi się ciśnienie podniosło.
W pracy, o dziwo wszystko dobrze. Żeby nie zapeszyć, dobry grafik, długie loty, więc jestem zadowolona. Całkiem sporo wolnego, można odpocząć, poczytać książki i spotkać się ze znajomymi. Ze sbyja dostałam Japonię, strasznie długi lot, zero odpoczynku, ale załoga była na medal, bo ani minuty się nie nudziłam. Musiałam napić się kawy, której nie lubię i nie piję, żeby nie strzelić pieczątki na blacie. Bo to, że na nudę narzekać nie mogłam, oczy same się zamykały. Pasażerowie śmieszni, rozbrajający, bezproblemowi. Na zwiedzanie wybrałam się do Kyoto. Trochę pociągiem, trochę autobusem i potem spacerek. Ajj..ale tam było pięknie. Spotkałam Maiko, którą szkoli się przez pięć lat, żeby stała się gejszą. Pięknie pomalowana, delikatna jak płatek róży, zrobiła na mnie wrażenie, ogromne. W towarzystwie fotografa i niewysokiej kobiety przechadzała się w kimonie po zabytkowej części miasta. Zapytałam mężczyzny czy mogę zrobić jej zdjęcie. Kazał mi chwilę zaczekać, po czym poszedł i szepnął jej do ucha moją prośbę. Zgodziła się i tym sposobem, mogę się z wami podzielić moim ulubionym zdjęciem z Kyoto.
Z pierwszego pobytu w Japonii, przywiozłam batonik KitKat zielona herbata, którego tym razem nie dostałam. Jak powiedział mi sprzedawca "droga Pani, to nie sezon na zieloną herbatę". Zmarszczyłam czoło ze zdziwienia, nie ma sezonu na batona? Ja rozumiem, że może nie być sezonu na truskawki albo pomarańcze, ale ta wiadomość powaliła mnie na kolana. No i jak Japończyk powiedział, tak się stało. W żadnym sklepie, a co więcej nawet na lotnisku nigdzie nie było nawet jednego batonika Kitkat zielona herbata. Ślinka cieknie, ale może w październiku będzie sezon, bo otwieramy bezpośredni lot do Tokio. Także kolejne miasto do podbicia. Polski jak nie było tak nie ma. Jakieś plotki krążyły, że niby ma się coś ruszyć, ale chyba nie prędko pojawi się Warszawa na siatce połączeń Qatar Airways.
Ale z tymi malymi kotkami to pokazalas nieludzka twarz.. Sama jestes plastikowa pipa :P
OdpowiedzUsuńKotki są fajne jak są małe, ale niech się załatwiają na dworze. Przeciez tam tez można je dokarmiać. Smród jest taki, że mogę być nawet plastikową pipą, tylko niech one znikną z budynku.
OdpowiedzUsuńJak sa takie obrończynie kotów to niech wezma je do siebie,szczepią,karmią i zmieniaja piasek w kuwecie......ooooo....juz nikt nie chce.
OdpowiedzUsuńMasz racje opisując prawdę.Kocie szczochy śmierdzą ,a ja tez nie chciałabym mieszkać w smrodzie.
I masz prawo nazywac "obrończynie kotów" plastikowe czy tez nie.To Twój blog i jak ktos ma ale....niech nie czyta.
Pozdrawiam
S.
Lol, to sie usmialam eSie :P
OdpowiedzUsuńKotki nie sa niczemu winne, ze sie urodzily, taka biologia. Jak Ci / Wam przeszkadzaja, to wystarczy zadzwonic i lapacze kotow przyjada i je wylapia, przy okazji wysterylizuja - za darmo. To tak na marginesie, bo jak male dorosna i zaczna sie rozmnazac, to w ogole do budynku nie wejdziesz ;)
Coście sie uczepili tych kotów!Byłam i widziałam -widok jest obrzydliwy!Problem jest .....w puszczaniu ich do budynku.
OdpowiedzUsuńMoga sobie być....na dworze.
Zdjecie pięknej gejszy jest urocze!