czwartek, 27 grudnia 2012

Z WIZYTĄ W DOHA

Święta minęły tak szybko i bez pompy, że nawet ich nie poczułam. Mam w domu dwie małe choinki i kilka dekoracji, ale atmosfery magicznych świąt w tym roku nie było. Za oknem ciepło, co katarskiej zimy w ogóle nie przypomina, ale tylko się cieszyć, bo wreszcie można oddychać i otworzyć w domu okno. Grudzień w Doha mógłby trwać przez cały rok. Ajj..marzenia...

Pierwszym lotem z Polski przyleciała Mama. Druga wizyta w Katarze była równie ekscytująca, jak ta pierwsza. Goście zawsze wnoszą trochę zamieszania i bałagan w pokoju, ale później łezka się w oku kręci, że czas się już żegnać. Byłyśmy na przepięknym koncercie Samiego Yusufa w amfiteatrze pod gołym niebem i puszystymi gwiazdami, poleciałyśmy na Malediwy i spiekłam się jak rak. Lepiłyśmy pierogi, grałyśmy w karty i śmiałyśmy się w nocy tak bardzo, że prawie sąsiadki pukały mi w ścianę. A wszystko dlatego, że Mamę wystraszyłam tak bardzo, że serce stanęło jej w gardle, a ja nieświadomie odegrałam scenę jak z nagrodzonego Oskarem horroru. Poszłam spać trochę wcześniej, bo oczy same mi się zamykały. Współlokatorki nie było w domu, a mama siedziała jeszcze przy komputerze, gdy ja położyłam się spać. Pożyczony dmuchany materac zajmował pół pokoju i w nocy prawie całkowicie schodziło z niego powietrze. Na całe szczęście, za pomocą guzika pompował się automatycznie, bucząc jak stary odkurzacz. W całym mieszkaniu było ciemno. Mama weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi, odwróciła się plecami do mojego łóżka i uruchomiła dopompowanie materaca. Obudzona hukiem z materaca, wstałam i poszłam do łazienki zostawiając uchylone drzwi. Gdy materac był już napompowany, mama zobaczyła że drzwi są otwarte i słychać jakby ktoś był w mieszkaniu. Pomyślała, że ja w łóżku śpię jak zabita, Moniki nie ma w domu, a ktoś łazi po mieszkaniu. Serce waliło jej tak, że aż ja w łazience słyszałam a jak się wszystko wyjaśniło, popłakałam się ze śmiechu. "Miśka Ty mi takich rzeczy nie rób"-usłyszałam.

Na Malediwach była piękna pogoda, warto o tym wspomnieć, bo czasami deszcz potrafi zaskoczyć. Byłyśmy tam tylko jeden dzień, więc bardzo nam zależało, żeby słoneczko błyszczało na niebie. Tak też się stało. Popłynęłyśmy z samego rana na wyspę Vadoo http://www.adaaran.com/prestigevadoo/ gdzie odpoczęłyśmy na białym piasku i nie mogłyśmy się nacieszyć pięknymi widokami. Ile razy tam jestem, tyle razy czuję się jak w raju. Zrobiłyśmy milion zdjęć w każdej możliwej pozie, a że cała plaża należała do nas, można było się wyginać niczym profesjonalne modelki bez większego skrępowania. Delikatny wiatr, turkusowy ocean, ćwierkające ptaszki, wszystko to powoduje, że jest bosko. Przesympatyczna obsługa i iście rodzinna atmosfera sprawiła, że ani mi się śniło z wracać. Ale szybka łódź motorowa była jak szwajcarski zegarek, punktualnie o wyznaczonej godzinie popłynęłyśmy z powrotem do hotelu.


Koniec wakacji przyszedł szybciej niż myślałam i uściskałyśmy się serdecznie na do widzenia. W marcu planuję przyjazd na parę dni do domu, więc będzie okazja zobaczyć rodzinę i przyjaciół. W lutym urlop na który dalej nie wiem gdzie jechać. Może Argentyna? Może Tajlandia a może Curacao? Sama nie wiem, muszę coś wreszcie postanowić, bo obudzę się jak zwykle za pięć dwunasta bez pomysłu. A czas ucieka.

2 komentarze:

  1. Uff - dobrze,że wróciłaś !Wszystkiego naj w nowym roku -:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne te Malediwy. Fajnie, ze moglas spedzic sobie czas z mama...szczesliwego Nowego Roku! Edi.

    OdpowiedzUsuń