wtorek, 18 września 2012

A WSZYSTKIM SŁABO...

Na ostatnich lotach, nie było opcji, żeby ktoś nie korzystał z torebki pt."niedobrze mi, będzie paw". Papierowe torebki są dość istotnym wyposażeniem fotela, oprócz gazetki z duty free i miesięcznika Oryx, ratują nie tylko nas i nasze uniformy ( w dosłownym tego słowa znaczeniu ), ale także komfort pasażerów siedzących obok. Mówiąc krótko, zdarza się że załoga zostaje brzydko mówiąc obrzygana, bo delikwent nie zdążył dobiec do toalety. Wymiotują gdzie popadnie, w naszej samolotowej kuchni, na nas, w łazience do umywalki blokując ją na cały lot itd.itd. Jednym latanie nie służy, inni za dużo piją, a trzeci albo się zatrują albo turbulencje dają się tak we znaki, że momentalnie robią się zieloni na twarzy.

No i dzięki takim pasażerom, mamy jeszcze bardziej przyjemną pracę. Bo przecież ktoś to musi posprzątać. Dawno temu dziecko siedzące w pierwszym rzędzie, który oddzielony jest od klasy biznes firanką, zwymiotowało z dwumetrowym zasięgiem do klasy panów pod krawatami, no i się zrobiła heca. Parę tygodni temu dziewczynka, której dałabym około 4-5 lat, nasikała centralnie na sam środek alejki między siedzeniami. Najgorsze, jest to, że nawet nie sygnalizowała, że musi do toalety i podczas przyjmowania pasażerów na pokład myśląc, że nikt nie widzi, jak gdyby nigdy nic zrobiła wielką plamę na wykładzinę. A to, że była w sukience zakamuflowało całe zdarzenie. Bleee..Często mówi się też o brytyjskim dziecku, urodzonym w kraju przypraw, które posadziło "dwójkę" na siedzeniu, matka nacisnęła dzwonek po stewardessę i kazała to posprzątać. Gówniana praca, mówię wam. Na szczęście niecodziennie mamy takie atrakcje na pokładzie, ale jak nie obsikają pasażera siedzącego obok myśląc, że są w łazience i jakby lunatykując, to obleją drzwi samolotu albo drzwi toalety, bo i to i to już widziałam na własne oczy. Także jak komuś słabo, to staramy się szybko działać, bo zawsze może być gorzej.

I tak ostatnio po powrocie z Australii, po kilkunastogodzinnym odpoczynku, poleciałam do Arabii Saudyjskiej, z postojem na lotnisku. Upchnęliśmy bagaże, wszyscy zapięli pasy, gotowi do lotu, CS robi zapowiedź o przygaszeniu światła i każe nam usiąść na miejscach. Samolot powoli ustawia się w korku do startu i minutę przed włączeniem silników i wzbiciem się w powietrze, kobieta w czarnej sukmanie zaczęła się źle czuć i oznajmiła, że chce wysiadać. No i się zaczęły ceregiele. Kapitan wściekły, pasażerowie jeszcze bardziej, czyli wracamy z powrotem na terminal, żeby panią wysadzić, odnaleźć jej walizkę, karetka, lekarz, ochrona wszyscy postawieni w gotowości, bo to nigdy nie wiadomo, dlaczego Pani sobie wysiada, a jej mąż niewzruszony siedzi obok i udaje, że go nie ma. Nawet powieka mu nie drgnęła, żeby się zainteresować, że jego małżonka opuściła samolot na własną prośbę, a on siedzi jak słup soli i bawi się telefonem. Przeszukaliśmy samolot, czy czarna mamba niczego niechcianego nam nie podrzuciła i polecieliśmy z półtoragodzinnym opóźnieniem do Rijadu. Ale to małe piwo, w porównaniu z ciężarną, która na lotnisku w Doha, konkretnie w łazience urodziła dziecko, porzuciła je i poleciała dalej. Potok krwi na siedzeniu i akt desperacji, pokazuje że nie jest dobrze. Dzielnie musimy stawić i takim sytuacjom czoła.

Na szczęście, teraz kilka dni wolnego. Wczoraj winko, dzisiaj plaża, no i z newsów, planuję zakup samochodu. Na spółkę z Gosią, więc będziemy szaleć pośród diszdaszów w białych dżipach. Poszukiwania wymarzonego samochodu, który będzie mały, szybki jak błyskawica i niezniszczalny trwają. Czas wskakiwać w strój kąpielowy i się plażować, bo pogoda już idealna na opalanie. Wreszcie temperatura spada do 32 stopni. Uff..zaczyna się zima.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz