wtorek, 26 października 2010

KIEDY BURCZY W BRZUCHU

Jak się wieczorem nie zje kolacji, to człowiek rano budzi się z przyssanym żołądkiem do pleców. I gdyby ktoś teraz zrobił mi prześwietlenie, to z pewnością mojego żołądka by nie znalazł. A na kolacji byłam, tylko niedobrej. Niby makaron a wyjątkowo niesmaczny. Kucharz też jakiś bez piątej klepki, beżowy w końcu to wiele się spodziewać nie można. Apeluję, iż jestem głodna a do śniadania jeszcze trochę. Bo za wcześnie iść nie można, gdyż jeszcze nic nie gotowe, nie smażą naleśników  bo za rano, pod koniec też iść nie można, bo już za późno. Dzikie tłumy koczują przed restauracją przed 10-tą ze złością komentują jak to możliwe, żeby w pięciogwiazdkowym hotelu o 9:55 nie było już co jeść. Niech się cieszą, że nie widzą jak Panowie brudnymi rączkami to wszystko przygotowują. Wtedy by jedli zamiast jajeczniczki, pudełko antinalu na śniadanie, obiad i kolację. I kąpali się w wodzie mineralnej.

Nie ma to jak polskie przysmaki. Domyślam się, że kuchnia chińska też jest pyszniasta, ale na ta chwilę marzę i wyobrażam sobie wszystkie strony z książki kucharskiej. Już obmyślam listę zakupów, co będę gotowała i jak szybko po takich doznaniach nabiorę kształtów księżyca w pełni. Oby nie..ale trzeba będzie się pilnować i zacząć liczyć pierogi u Cioci Basi, które po pierogach w opolskim pierożku, są najlepsze na świecie. Bo przecież pierogi można, jeść i jeść, aż w misce zostaną tylko skwarki i trochę smalcu.

Pisanie o jedzeniu, gdy jest się mega głodnym to był jednak zły pomysł. Czuję się jeszcze bardziej głodna, a przez to że do pierogowego obżarstwa zostało mi 3 dni, mam ochotę skrócić tydzień do 4 dni. Jutro wstępne pakowanie, zakupy, shiszka w mieście w ciemnych hurghadowych uliczkach i przestawienie się na różnicę temperatur o 30 stopni w dół. Będzie ciężko, a za ciepłym morzem i plażami zatęsknię szybciej niż mi się wydaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz