sobota, 7 lutego 2009

EGIPSKI FRYZJER I KOSMETYCZKA W JEDNYM


Przygoda z egipskim fryzjerem zaczęła się, gdy podczas mojego 5 miesięcznego pobytu w Hurghadzie na moich włosach pojawiły się okropne, brzydkie, ciemne odrosty. Ponieważ jestem blondynką włosy naturalnie rozjaśniają się od promieni słonecznych, ale nawet blond po dłuższym czasie robi się nijaki. O fryzjera w Hurghadzie nie trudno. Są to niewielkie pomieszczenia często z dwoma maksymalnie trzema fotelami. Każdy "salon"obowiązkowo wyposażony jest w jeden lub kilka telewizorów. Telewizor jest włączony dzień i noc bo do fryzjera można przyjść o każdej porze dnia i nocy. Także nie jest to nic dziwnego golić się lub podcinać włosy o 4 nad ranem. Jeden obok drugiego, ale większość przeznaczona dla mężczyzn. Przechodząc obok egipskiego stylisty fryzur natkniemy się na ręczniki wszelakich kolorów i wzorów, która prawie na środku najbardziej ruchliwej ulicy udają że są czyste i się suszą. Jeśli nie ma stojaka do suszenia ręczników, są wieszane na wszystkim co jest pod ręką. Krzesło, płot, drzwi pomysłowość nie zna granic. Mężczyźni korzystają z usług panów fryzjerów bardzo często czasem kilka razy w tygodniu. Strzyżenie jest tanie jak barszcz a dodatkowo można załapać się na mecz piłki nożnej lub jakiś serial tasiemiec.

Jeśli chodzi o kobiety, również wybór jest duży. Salony urody, kosmetyczki, salony piękności, które proponują fantazyjne fryzury, warkoczyki, hennę, depilację nitką czyli fatlą i wiele wiele innych. Prześlicznymi zdjęciami arabskich kobiet, które prezentują oszałamiające makijaże i dopracowane do perfekcji wymodelowane fryzury, obklejone są tamtejsze drzwi i okna. Robi to nie lada wrażenie, a czasem sprawia kłopot aby znaleźć drzwi wejściowe. Wtedy najczęściej szukamy "suszących" się ręczników i po nitce do kłębka jesteśmy w środku. Wewnątrz mężczyzna (kobiet prawie wcale w tym fachu) wyżelowany młody człowiek, który kiwając głową i z uśmiechem odpowiada Ok OK...i już wiem, że zapowiada się wesoło. Skoro nie po angielsku to wychodzi na to, że arabski jest ostatnią deską ratunku. Staram się przypomnieć lekcję o włosach, czesaniu ubieraniu i pieniądzach z lekcji arabskiego na kóre uczęszczam w Krakowie i gestykulując tłumacząc i dukając pojedyncze arabskie słowa, nakreślam jak mają wyglądać moje blond pasemka. Po pół godzinie dukania, siedziałam już na fotelu. Lustro przez pół ściany byłoby dobrym rozwiązaniem...gdyby nie to że siedząc na fotelu widziałam już tylko moje czoło i trochę włosów u góry. No nic, powiedzmy że mu ufam i nie muszę w końcu widzieć się w lustrze przez cały czas. Okryta zostałam ręcznikiem wielkości wycieraczki co nie okryło w całości mojego ubrania, marzenia o pelerynce odeszły w siną dal. Przygotowania farby trochę trwały bo w telewizji coś niesamowicie ważnego opóźniało cały proces. Siedziałam tam 4 godziny. Pan z prędkością światła, nakładał farbę a ja wydawałam moim cudownym arabskim instrukcje co i jak. Od czasu do czasu Pan wycierał pędzelek lub swoje dłonie w jakże mu bliski mój ręcznik. Dzięki Bogu farba na ubranie nie kapnęła. Nadeszła pora mycia. Fryzjer rękami ściągał farbę coś rozmazał, bo wtedy już tylko mogłam się domyślać co się dzieje z moimi włosami i po chwili stwierdził że głowa jest już umyta. Modelowanie trwało około pół godzinki i wyszło bosko. Wyglądałam jak gwiazda filmowa z czerwonego dywanu. Kolor wyszedł świetnie i po prawie 5 godzinach byłam piękna a Pan fryzjer był z siebie ojj jaki dumny :)
Oszołomiona efektem bujnej czupryny jak z okładki Playboya, zamarzyła mi się henna brwi. I tu zaczyna się druga twarz mojego egipskiego cudotwórcy - czyli fryzjer i kosmetyczka w jednym. Grzebieniem którym przed sekundą Pan tapirował mi włosy, no dokładniej końcówką tego grzebienia henna wylądowała na moich brwiach. Ciemna maź w żadnych wypadku nie przypominała henny, którą robię w Polsce. Wyciapkała pół mojego czoła i brwi, spoglądając w lustro zaczęłam się zastanawiać jakim cudem nie zostanie mi ślad na skórze. Po kilku minutach palcem Pan kosmetyczka zdjął dziwną maź i nerwowym ruchem końcówką ręcznika zaczął ścierać to co wcześniej przeszło mi przez głowę. Zobaczyłam się w lustrze i wyglądałąm jakbym się pokłóciła z wszystkimi hennami świata. MAsaaakra. Henna przybrała postać pomarańczowego śladu na mojej skórze a ja miną nr 58 kotłowałam w głowie myśli jak ja to zetrę. Cała usługa wyniosła mnie około 75 polskich złotych przeliczając z egipskich funtów. Wrażenia do końca życia, włosy były zrobione naprawdę super jak na panujące tam warunki. Natomiast co do henny miałam małe zastrzeżenia. Hehe żałujcie, że nie widzieliście mojej miny. Jakby ktoś chiał adres żaden problem. Następnym razem kiedy myślałam o hennie szybko wracał mi rozum. hmm..włosy..może się jeszcze kiedyś skuszę.

2 komentarze: