piątek, 16 lipca 2010

ŁER JU FROM, ŁER JU GOŁ

Czy można sobie wyobrazić bardziej głupkowaty naród niż Egipcjanie? Może być trudno. Długi pobyt w  Egipcie, pozwolił przyzwyczaić się do pewnych zachowań, powolnego trybu kodowania informacji, jeszcze wolniejszego trybu załatwiania różnych spraw, od restauracji i kelnerów po recepcjonistów kończąc. Nie wiem czy to co palą, tak na nich działa, czy to pogoda, czy oni po prostu tacy są. Niereformowalni pod żadnym względem, powolni jak żółwie w tych swoim ufafranych spodniach udają eleganckich. Podają mi szklanki z colą trzymając je w taki sposób, że koniuszki palców kelnera przy większych przechyłach dotykają gazowanego napoju. Jak tego nie widzisz, to jeszcze pół biedy, gorzej jak to zobaczysz - odechciewa się pić na następne 7 dni.

Egipcjanie...mało skomplikowani, starają się wysępić każdego możliwego do wysępienia dolara. I proszę się nie dziwić jak przy zakwaterowaniu nie dacie jednego zielonego banknotu za wniesienia bagażu, a po kilku dniach zapuka do Was do pokoju  ten sam człowiek i wyciągnie rękę po napiwek. Proszę się też nie zdziwić, że innych obsługują chętniej innych mniej, że jednym nalewają pół szklanki a innym całą, że jedni kłaniają się w pas i uśmiechają się już gdy widzą nas z odległości pół kilometra, a inni będę nam 30 min przynosić brakujący widelec. Zawsze i wszędzie chodzi o kasę. Kto daje duże napiwki, ma dużo przywilejów. Nie każdy nadal wie, że w Egipcie odpowiedni serwis i obsługę można sobie kupić. Nie chodzi tu oczywiście o wielkie kwoty, czasami 10 dolarów może rozwiązać wszystkie problemy podczas tygodniowego pobytu.

Porozumiewanie się w Egipcie, to nic trudnego. Można używać wielu języków od łamanej angielszczyzny, przez niemiecki, polski i oczywiście rosyjski. Należy jednak uważać na tych, którym wydaje się, że znają język obcy, a jedynym wyuczonym zwrotem jest "bjutiful gerl", "owww..bjutiful gerl", i  moje ulubione "łer ju goł", łer ju from" i "hał ar ju". Mogą powtarzać to do znudzenia. Idąc chodnikiem, gdzie krawężniki dosięgają prawie do kolan, trąbią, wyciągają rękę przez szybę, zwalniają w najbardziej nieodpowiednim momencie, kiedy chcesz przejść przez ulicę i krzyczą po kilkanaście razy "łer ju goł, łer ju goł"..można ich ignorować i udawać, że nic się nie dzieje. Taksówki jednak nie dają za wygraną i zatrzymują się jedna za drugą. Bo przecież skoro nie chcemy jechać ta pierwszą, nie znaczy, że nie wsiądziemy do drugiej, trzeciej i dziesiątej. Przecież jakbym chciała pojechać taksówką to bym ją zawołała, pomachała, wykazała cień zainteresowania, że chcę.

Na kolejne lamańce językowe, skazani jesteśmy przy zakupie pamiątek. To nie Europa, gdzie ceny są na każdym produkcie, wkładamy do koszyka, podchodzimy do kasy, płacimy, przesyłamy pozdrowienia i idziemy do hotelu. Żeby kupić coś w Egipcie, trzeba mieć mocne nerwy, dużo cierpliwości i brzydką żonę. Choć teraz to "habibi tour", mogą być i brzydkie i koślawe. Każda ma wzięcie. Zakupy nie są proste. Szereg bazarów z pamiątkami "made in china" oferują najlepsze pamiątki z Egiptu. Maski Tutanchamona, breloczki, papirusy, fajki wodne, arafatki i cała masa innych drobiazgów. Sklepikarze nie czekają jak w Europie w środku, tylko na zewnątrz, wypatrując potencjalnych klientów sokolim wzrokiem. O wejściu do sklepu i pooglądaniu, można zapomnieć, klient w sklepie to jak mucha w sieci pająka. Albo kupi albo go zjedzą. Egipcjanie nie mają cen na żadnym produkcie, mają ceny w głowie, mimo, iż nie zawsze potrafią posługiwać się kalkulatorem, bardzo szybko przeliczają wszystko na dolary, euro, funty na cokolwiek. Walka o pamiątki potrafi być długa i męcząca, targowanie potrafi odbywać się godzinami, a sklepikarzom sprawia to niebywałą przyjemność.

Na zakończenie "hał ar ju" i "łots jor nejm", oraz seria głupich pytać. Każdy pyta "hał ar ju" i podobnie jak w Nowym Jorku, nikt nie oczekuje na odpowiedź. Są jak muchy, jak się przyczepią to się już nie odczepią. Będą szli za nami, w gumowych klapkach, z paletą zegarków typu "Adonis" albo "switch" albo z papirusem za "łan dolar". I można mówić tłumaczyć, odmawiać, dziękować, kiwać ręką, że NIE - nic nie pomaga. Można być w stroju służbowym w sklepie i usłyszeć " ju łork hir łot", albo jechać na parking będąc już na terenie lotniska i usłyszeć pytanie od mężczyzny w białym uniformie z policji turystycznej "łer ju goł", odpowiedź, że na lotnisko Pana w pełni satysfakcjonuje, bo przecież nigdzie indziej nie da się jechać. Można też być turystą i przyjacielem w jednym, ponieważ prawie każdy Egipcjanin powie "senkju maj frjend" i oczywiście hit sezonu czyli SRI i SINK. Jedni mówią "trzy" jedni wymawiają "czy", "czeci", a tu mówi się SRI. I jakby komuś wydawało się, że recepcjonista tonie, to nie tonie tylko myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz