poniedziałek, 9 sierpnia 2010
NADAMAR <-------- czyli nie jemy, nie pijemy, świętujemy.
Wielkimi krokami, tak wielkimi, że już się boję na samą myśl, zbliża się nic innego tylko RAMADAN. Jak co roku, tylko o innej porze rozpoczyna się wielki post, który będzie trwał aż przez miesiąc. Jednego można być pewnym, nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie będą jeść, pić, palić ale za to będą chodzić głodni, źli, naburmuszeni i nic im się nie będzie chciało. Aż trudno sobie wyobrazić, że można działać na jeszcze wolniejszych obrotach, przecież już wolniej się nie da otwierać bramy przy hotelu, donosić talerzy w restauracji gdy zabraknie i kwaterować 4 pokoje jeszcze dłużej niż pół godziny. Niewiarygodne. I pomyśleć, że uważają się za takich świętych, religijnych i co zdumiewające czystych. W końcu myją się 5 razy dziennie przed każdą modlitwą, to że woda jak z kałuży, chlapią się bardziej niż myją, to z myciem wiele wspólnego nie ma. Gumowe klapki, dziurawy brudny t-shirt i szczerbaty uśmiech. Z zębami jest tak: albo są ładne, proste, błyszczące albo krzywe, brudne i dziurawe, na kogo trafi na tego bęc. Cały dzień bez jedzenia można przeżyć, ale bez wody w takim upale? Cóż, sami się na to decydują, w końcu nikt ich do tego nie zmusza - nikt tylko religia i sąsiad, który patrzy czy ten drugi przestrzega zasad ramadanu. A po zachodzie słońca wielkie obżarstwo. I tak aż do rana, nic dziwnego, że nic im się później nie chce w ciągu dnia. Jakbym balowała do 4 rano, to bym spała długo a nie tam pracowała.. Już przyśpieszono wyjazdy na wycieczki, z zamkniętymi oczami mogę powiedzieć, że będą problemy. Nie lubię ramadanu, mimo wszystko szanuję i akceptuję zmiany, ale będę się bardziej cieszyć jak będzie już po.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz