wtorek, 17 sierpnia 2010

TU I TAK A

Jak to dobrze od czasu do czasu wynurzyć nos z hotelu w stronę miasta i jeszcze spotkać koleżanki. Z Gosią, umówiona byłam już wieki temu i wreszcie udało nam się spotkać i spokojnie porozmawiać o pierdołach. Zaczęłam się zastanawiać jak to jest, że nasi dziadkowie potrafili utrzymywać tak doskonale kontakty z rodzinom z przyjaciółmi, a przecież kiedyś nie było telefonów, komórek o internecie nie wspomnę. Teraz jakoś wszystko się rozmazało, czasami jak są jakieś rodzinne zjazdy na których oczywiście nigdy mnie nie ma bo jestem w pracy, to pół godziny zajmuje mi rozszyfrowanie postaci kto jest kto. I to nie na zasadzie znam ale nie pamiętam, tylko raczej w jaki sposób jestem z tym kimś spokrewniona i synem, wnukiem, kuzynem kogo jest ta osoba. To smutne, że nie podtrzymujemy tradycji i większość z nas nie zna dalszej rodziny ze strony dziadków. Dobrze, że zawsze znajdzie się ktoś, kto kontroluje całą sytuację. Ale co gdy wszyscy poumierają? Będziemy kisić się we własnym sosie, zapominając o rodzinie, nieodwracalnie tracąc coś bardzo cennego. Jutro napiszę do mojego kuzyna Michała, którego tez już pół wieku nie widziałam. Jest już szczęśliwym tatą, ale Wojtuś choć ma już dwa lata cioci Dominiki nie miał okazji jeszcze poznać. Jak ten czas leci...

Siedząc z Gosią w jednej z bardziej dających się przeżyć kawiarenek w centrum Sakali, spotkałyśmy Natalię. Koleżanki z pracy, choć w innych mundurkach zawsze znajdą coś wartego uwagi i temat do plotek. W pierwszej kolejności, drugiej a potem i trzeciej rozmowa schodzi na temat pracy, turystów i życiowych przemyśleń. Wypiłyśmy napoje i wybrałyśmy się do przeuroczej knajpki, której sama bym chyba nie znalazła, nawet po kolejnej wizycie w tym miejscu. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby tam dotrzeć, ale kilka budynków, jakaś budowa, sklep, w prawo w lewo, po drodze prawie przejechałyśmy psa i byłyśmy na miejscu. Kilkanaście wiklinowych foteli, stoliki, zasiana trawa, w około bardzo zielono i bardzo przyjemnie. Całość ogródka to może jakieś 30m2, ale zmieścił się i telebim i parę całkiem wygodnych siedzisk ze stolikami. Ponieważ powoli robiło się ciemno, powieszone na ogrodzeniu kolorowe światełka, błyszczały wieloma odcieniami. Człowiek im starszy tym bardziej docenia spotkania, im bardziej spontaniczne tym lepiej. Czasami można się umawiać całymi tygodniami i nie można się spiknąć, a tu rach ciach i już zajadałyśmy sałatkę z kurczakiem z 5 kawałkami mikroskopijnego czikena. Trochę oleju, trochę pieprzu i sałatka zrobiła się całkiem smaczna. Do tego pieczywo czosnkowe prosto z pieca i zimny napój.

Aby po wieczorze pełnym wrażeń i pogaduszek, jeszcze bardziej umilić sobie wieczór zamówiłyśmy po shiszy. I niech mi ktoś powie jak tu można nie lubić Egiptu. Nie ma stresu, nie ma pośpiechu, wiaterek wieje, ciepło i przyjemnie w doborowym towarzystwie. Pykając shiszę pośmiałyśmy się i bardzo sympatycznie spędziły czas. Z pewnością tam jeszcze wrócimy, a shisza była po prostu wyśmienita. Bananowa - cud miód. Na koniec jeszcze dodam, że warto pielęgnować znajomości z różnymi osobami, nie tylko z rodziną, ale także z przyjaciółmi, sąsiadami, czy nawet z kimś bardziej nad dalekim. To miłe uczucie dowiedzieć się trochę o drugiej osobie, a w dodatku przyjemnie spędzić wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz