piątek, 24 grudnia 2010

WITAME WAS W SHARMEJ SHEJKU

Do lotniska w Pyrzowicach dojechałam przed czasem. Planowano zbiórkę na 7 rano, więc poszłam jeszcze z Gosią zjeść małe śniadanko i napić się herbaty. Wjechałyśmy windą na drugie piętro po odbiór biletów. Pani z biura podróży, wskazała nam drogę do odprawy bagażu. No i zaczęły się niespodziewajki, czyli opóźniony lot minimum godzinę. Dwie natapirowane tipsiary paliły papierosy w miejscu oznaczonym hasłem "punkt widokowy", więc nie było sensu pchać się w ten dym. Z drugiej strony zastanawiający jest fakt, że można sobie palić w takim miejscu i nikt nie zwrócił na to uwagi. Lotnisko na szczęście dysponuje bezprzewodowym internetem, który był zbawieniem. W powietrzu można było obserwować ciekawe zjawiska i zachowania polskich wycieczkowiczów, którzy nie tylko klaszczą kiedy samolot ląduje, czytają wydrukowane z wikipedii informacje o miejscowości i piją dużo alkoholu, ale także gubią baterie do aparatu, szukają toalety, wymieniają się wrażeniami z podróży do Tunezji, Turcji i Maciowakszy. Pragnę także pozdrowić Panią, która zabrała ze sobą bochenek chleba, 3 siatki jedzenia i słodyczy oraz Panią, która miała nałożone domowe papucie. W Sharmie byłyśmy jakoś koło 16-stej czasu lokalnego. Czyżby było podobnie jak w Hurghadzie? Duże, piękne, czyste lotnisko w porównaniu do kurnika w HRG to cud stworzony beżowymi łapkami. Schody ruchome, świąteczne dekoracje i co najpiękniejsze, nie jest wymagane kupno wizy. Chyba, że ktoś planuje wyjazd do Kairu to wtedy jest szczuplejszy o 15 dolców.

Idziemy do przedstawicieli Itaki, widzę kolegę ze szkolenie i z promiennym uśmiechem pytam do którego autokaru się udać. Wiele razy przekazywałam złe informacje w pracy rezydenta, teraz padło na mnie. -Dzień dobry, niestety nie ma dla Was miejsca w hotelu Oriental i zabieramy was do Amarante. Zaniemówiłam. -Że co proszę? Mowy nie ma, nie jadę do Amarante, który poszedł do odstrzału na samym początku, ze względu na wszystko. Sama się zaskoczyłam, że tak zareaguję na tą zmianę i krew w żyłach się zagotowała. No trudno, nie udało się dogadać, za to musieliśmy się dać zaobrączkować jak cielaki w opaski all inclusive. Hotel w arabskim stylu, pełny dziwacznych Rosjan i kilku Angoli, którzy też chyba mieli przekwaterowanie, bo nie wierzę, że ktoś sam, świadomie, dobrowolnie wybrał sobie taki hotel.

W średnich nastrojach z granatowymi paskami na nadgarstkach zaczęliśmy wakacje pt."w poszukiwaniu rekinów". Pojechaliśmy rozejrzeć się po okolicy i nie mogliśmy się nadziwić, że w Sharmie jest tak CZYSTO! Czy to aby na pewno arabowo? Nie chce się wierzyć, na ulicy nie ma papierów, śmieci i głodnych kotów, na ulicach pomalowane pasy, taksówkarze mili i uprzejmi, stojący na postojach taksówek. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Nie było natarczywych śmierdzących ciapciów w galabijach, ani żebrzących dzieci, nawet trąbienie jest jakieś ograniczone. Do centrum miasta mamy blisko, więc jedziemy zrobić rozeznanie w terenie jak wygląda Sharm. Aaaa..nie powiedziałam o Pani stewardessie czeskich linii lotniczych, która czytała informacje po polsku i było to urocze. Kilka razy prychnęła w mikrofon, chyba ze śmiechu, bo skoro ich język wydaje się nam śmieszny to może i nasz dla nich też. Informacja po polsku " witame was w sharmej shejku est hodina za tri godiny a czterydesat minut". Brawo za odwagę i ogromny wysiłek jaki Pani włożyła w przekazanie informacji w zrozumiałym dla wszystkich języku.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz