niedziela, 26 grudnia 2010

KIERUNEK NAAMA BAY

Zakwaterowanie w hotelu i pojechaliśmy do centrum Sharmu Naama Bay. Biało-niebieskie taxi nie miało włączonego licznika, więc sami ustaliliśmy cenę. Zapłaciliśmy 5 funtów, za które zostaliśmy zbluzgani na Allaha i wszystkich świętych. No fakt, 3 złote za przejazd 4-5 kilometrów to lekka przesada, ale zabawę w Beżolandii czas zacząć. Przeszliśmy drewnianą kładką przez pas zieleni, palm i przyciętego trawnika, mijając taksówki ustawione jedna za drugą, pilnujące swojej kolejki. Na głównym deptaku pełno restauracji, miejsc przeznaczonych do palenia shiszy i ulicznych biur podróży. Lokalni naganiacze obwieszeni złotymi łańcuchami, w arafatkach na głowach zapraszają na piwko,fajkę wodą bądź świeże ryby, które wylegują się w skutych lodem lodówkach przed wejściem do restauracji. Trudno uwierzyć, że jesteśmy w Egipcie. Ani pół farfocla na ulicy, nikt nie wciąga za rękę do sklepu, tylko od czasu do czasu ktoś krzyknie "mucha rucha karalucha", albo "Adam Małysz niska cena, bezstresowe zakupy".
 
 
Ignorujemy zaczepki i nie możemy się nadziwić, że taka przepaść jest między Hurghadą a Sharmem, a przecież oddalone są od siebie zaledwie 1,5 godziny rejsu szybką łodzią. Siadamy w jednej z knajpek przy deptaku. Kolorowe szmaciane dywany i dywaniki przykrywają pienie palm, które służą za oparcia, a my siadamy na poduszkach i zamawiamy piwko. Ja oczywiście shiszę bez której, nie można uznać wieczoru za udany. Piwo smakuje jak siki, przyniesione od razu w szklankach niczego dobrego nie wróży, domówiłam sprite'a, żeby oszukać moje kubki smakowe, ale nawet z pysznym spritem smakuje jak sik. Pyk, pyk, dymek za dymkiem z jabłkowej shiszy i idziemy dalej. Minęliśmy kilka popularnych dyskotek i zaglądnęliśmy do baz nurkowych, które zabiorą nas na nura w najbliższym czasie. Oferty przeróżne, żadne centrum nie oferuje pływania z rekinami ale za to wymagają minimum 50 nurkowań, żeby wejść do wody. No coż w moim logbooku wielkie braki, ale nawet z brakami które zaniedbałam i nie wpisałam kilkunastu nurków, 50 nurów nie mam. Czyli nie gadamy nurkujemy, troszkę komuś nakłamiemy.

Pierwsze miejsce bezapelacyjnie zajmuje baza, która w swojej ulotce proponuje nurkowanie z camelem. No..jak na Egipt przystało, element zaskoczenia musi być. Jak się później okazało baza nurkowa nazywa się Camel i nurkowania z wielbłądem nie będzie. Naładowaliśmy internet USB, który wzięłam ze sobą i mogliśmy poszukać sensownego centrum nurkowego przez internet. Polskie centrum nurkowe Nautica http://www.nautica.pl/egipt/ stworzyło dla nas najlepszą ofertę, a nurkowanie z Polakami różni się znacząco od egipskich standardów. Wróciliśmy do hotelu taksówką i przydrinkowaliśmy, jak to czynią wszysty polscy urlopowicze, a bez tego w hotelu Amarante nie przeżylibyśmy ani jednego dnia. Znieczulenie na otaczających nas radzieckich cyrkowców było nieuniknione.

1 komentarz:

  1. Bardzo miło wspominam Naama Bay i Sharm, fajnie wrócić tam poprzez Twój blog!

    OdpowiedzUsuń