Zmienili mi SBY'ja i wysłali do Dżakarty po raz drugi. Hotel w sumie ok ale pamiętam, że wróciłam za pierwszym razem super pogryziona przez miejscowe komary zwane moskitami. Dlatego spakowałam długie spodnie, przewiewną turkusową koszulę z długim rękawem i poleciałam do Indonezji. PPPfffff..znowu ta duchota i buty skrzypią od wilgotnej podłogi, gdy idę długim korytarzem do pokoju o czterech dwójkach. Wysłałam uniform do pralni i poszłam pogadać z Irlandką, która lata od dwóch tygodni. Bardzo sympatyczna, szkoda tylko że różnica czasu była tak duża, że wszystko w hotelu było już zamknięte, gdy w Doha szykowałabym się dopiero do kolacji. W końcu poszłam spać, żeby rano popływać na basenie, który jest boski, wykonany w orientalnym stylu. Aż chce się pływać i pływać i pływać..
Po godzinnym wysiłku, leżaczek, relaks, poczytałam książkę, a że nie wzięłam ze sobą zegarka uznałam, że czas wracać do pokoju. Prysznic, podśpiewywanie i szykowanie do powrotu, wyjątkowo krótki ten layover muszę przyznać. Ściągam ręcznik z głowy patrzę w lustro i stoję wryta jakbym zobaczyła ducha. Patrzę i nie wierzę. Zmieniłam się w Shreka a moje blond włosy stały się zielone. Nie wiem czy się śmiać czy płakać ale definitywnie muszę coś z tym faktem zrobić, przynajmniej poinformować CSD, co się stało z moimi włosami. Dzwonię do operatora, który łączy mnie z przemiłą CSD z Filipin, która jeszcze się z taką sytuacją nie spotkała a lata już od ponad 10 lat. No i wracam do Doha pod pseudonimem Fiona, Shrek i Green Hair. Nalewam kawę, herbatę podaję tacki z kurczakiem i rybą, a w koczku zielona kulka, katastrofa. Po wylądowaniu udałam się do groomingu, żeby pokazać mój nowy kolor włosów i zapytać o radę co z tym zrobić. Pani niestety była w większym szoku jak ja i powiedziała, że mam zafarbować włosy i będzie dobrze. Dobrze to jest i owszem, ale tylko dlatego że nie posłuchałam tej rady i zabrałam się za domowe sposoby wywabienia chloru z moich włosów. Keczup, 14 tabletek polopiryny i po dwóch dniach jestem znowu blondynką, po zielonych włosach ani śladu.
Dziękuję wszystkim za wskazówki i rady przydały się w 100 % i mogę spokojnie jutro lecieć do Lagosu, gdzie ludzie mówią : "give me one chicken bitch" albo "Im still hungry bitch". Ale nie ze mną te numery. Nigeria nie należy do najbezpieczniejszych miejsc do których latamy, ale jakbyśmy latali tylko w piękne egzotyczne miejsca to byłoby za cudownie. Tak więc nakładam czapkę stefki i lecę jutro z samego rana do Afryki.
P.S Serdeczne pozdrowienia dla rodziców Kasi z Sosnowca! Cieszę się bardzo, że mam nowych czytelników i koleżankę w bloku obok. Do zobaczenia w Doha :)
Po godzinnym wysiłku, leżaczek, relaks, poczytałam książkę, a że nie wzięłam ze sobą zegarka uznałam, że czas wracać do pokoju. Prysznic, podśpiewywanie i szykowanie do powrotu, wyjątkowo krótki ten layover muszę przyznać. Ściągam ręcznik z głowy patrzę w lustro i stoję wryta jakbym zobaczyła ducha. Patrzę i nie wierzę. Zmieniłam się w Shreka a moje blond włosy stały się zielone. Nie wiem czy się śmiać czy płakać ale definitywnie muszę coś z tym faktem zrobić, przynajmniej poinformować CSD, co się stało z moimi włosami. Dzwonię do operatora, który łączy mnie z przemiłą CSD z Filipin, która jeszcze się z taką sytuacją nie spotkała a lata już od ponad 10 lat. No i wracam do Doha pod pseudonimem Fiona, Shrek i Green Hair. Nalewam kawę, herbatę podaję tacki z kurczakiem i rybą, a w koczku zielona kulka, katastrofa. Po wylądowaniu udałam się do groomingu, żeby pokazać mój nowy kolor włosów i zapytać o radę co z tym zrobić. Pani niestety była w większym szoku jak ja i powiedziała, że mam zafarbować włosy i będzie dobrze. Dobrze to jest i owszem, ale tylko dlatego że nie posłuchałam tej rady i zabrałam się za domowe sposoby wywabienia chloru z moich włosów. Keczup, 14 tabletek polopiryny i po dwóch dniach jestem znowu blondynką, po zielonych włosach ani śladu.
Dziękuję wszystkim za wskazówki i rady przydały się w 100 % i mogę spokojnie jutro lecieć do Lagosu, gdzie ludzie mówią : "give me one chicken bitch" albo "Im still hungry bitch". Ale nie ze mną te numery. Nigeria nie należy do najbezpieczniejszych miejsc do których latamy, ale jakbyśmy latali tylko w piękne egzotyczne miejsca to byłoby za cudownie. Tak więc nakładam czapkę stefki i lecę jutro z samego rana do Afryki.
P.S Serdeczne pozdrowienia dla rodziców Kasi z Sosnowca! Cieszę się bardzo, że mam nowych czytelników i koleżankę w bloku obok. Do zobaczenia w Doha :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz