sobota, 24 marca 2012

HAKUNA MATATA


Dorwałam się na chwilę do komputera, więc szybko co u mnie. Przyleciałam do Nairobi z samego rana. Wypełniłam świstki o wizę, zapłaciłam i podreptałam do drugiego budynku, skąd miałam lecieć do Mombasy. Lotnisko bardzo skromne, wręcz prowizoryczne, a co lepsze na 15 min. przed odlotem dostałam dopiero kartę pokładową. Musiałam czekać do ostatniego momentu, i jak zwykle miałam dużo szczęścia bo maszyna była pełna, czyli zajęłam ostatnie miejsce. Jak się lata na biletach SBY, to niestety nigdy nie ma pewności czy się poleci tym, czy dopiero następnym lotem. W Mombasie byłam już o dziewiątej rano, transfer do hotelu dopiero kolo czternastej, więc celem zaoszczędzenia 80 USD, które normalnie wpakowałabym oszustom, naciągaczom z taksówek, przebimbałam na lotnisku. W sumie było wesoło, zakumplowałam się z połową lotniska a potem przyjechały dziewczyny z Itaki, w której kiedyś pracowałam i na koniec Sylwia, której nie widziałam sto lat a poznałyśmy się na kursach szkoleniowych na AWF. Autobus przypominał puszkę a klimatyzacja miała wiele do życzenia. Ale cieszę się, że mam się czym zabrać na południe, gdzie będę wypoczywać z moją przyjaciółką Natalią, która rezyduje od kilku miesięcy w Kenii a znamy się oczywista sprawa z Egiptu. Całą drogę spałam. Cały tył autobusu był wolny i do hotelu przyjechałam wyspana jak nigdy, za to śmierdząca jak stare skarpety, bo strój biznesowy w którym musimy latać dosłownie się do mnie przykleił.

Do hotelu Kaskazi przyjechałam przed szesnastą i chwilę po mnie podjechała Natalia, z kierownicą po prawej stronie. Byłam zdumiona, bo ja dalej jestem zagrożeniem na drodze, a przecież chcę tylko przejść na drugą stronę ulicy. Uściskałyśmy się serdecznie i oficjalnie rozpoczęłam wakacje w Kenii. Uff jak gorąco, jedyne o czym marzyłam to zimna cola i zimny prysznic a potem już hulaj duszo, piekła nie ma. Hotel jak na trzy gwiazdki bardzo przyjemny. Nie ma się do czego przyczepić, no może tylko do tego, że z kranu leci słona woda i mycie zębów nie należy do najprzyjemniejszych czynności. Piękna pogoda, słoneczko świeci, czarni jak ziemia chodzą po plaży i wciskają od używanych skarpetek po zęby krokodyla. Jeszcze się nie skusiłam. Zaliczyłam dwudniowe safari, wyspę Wasini i nurkowanie z kolorowymi rybkami. Jutro pakowanie i wracamy do szarej rzeczywistości. A tak bardzo mi się nie chce. Pojawił się już grafik na kwiecień, a tym samym czeka mnie Nowy Jork, RPA i Waszyngton. Cudownie!

4 komentarze:

  1. ale zazdroszczę.. chyba nic poza tym nie wymyślę:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamknęłam oczy i ....przeniosłam sie tam na chwilę w marzeniach. Cieszę sie że mogłam tam być dzięki Twoim opowieściom.Mama

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale zachęcające zdjęcie...te błękity... można się rozmarzyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Doniek super fota!! pisz dalej bo już wszystko przeczytałam i chcę więcej !! :) Tysia

    OdpowiedzUsuń