Aż głupio się przyznać, ale kiedyś myślałam, że w Południowej Afryce mieszkają tylko murzyni. Ciemnoskórzy z kręconymi włosami, kobiety z wiszącymi piersiami i pupą w gruszkę. Tacy co sprzedają podróbki torebek i kły słonia na rzemyku. Jakiś czas później okazało się, że przespałam kilka lekcji historii, albo nasza profesor zapomniała o tym wspomnieć, a może nie ma tego w programie nauczania? No nie ważne, w każdym razie na briefingach często spotykam crew z RPA, które niczym nie przypominają tych, z moich wyobrażeń, wręcz przeciwnie. Blond włosy, niebieskie oczy, czasem są też stefki a'la nutella i to one najczęściej migają się jak mogą od pracy. Zatem witajcie w Johannesburgu, gdzie layover przypomina wakacje, a w restauracji przy hotelu podają wyśmienite steki.
Na locie poznałam Magdę, super women i bawiłyśmy się świetnie. Hotel ma gest i o 18 stej przynosi do crew loung'u dwie butelki wina, które szybko znikają, wiadomo dlaczego. Ale jesteśmy spryciarzami i mamy też swoje zakupy, więc następny dzień i lot do Cape Town jest mało przyjemny. Dudni w głowie i lot trwa wieczność. Wracamy i biegniemy na steka, którego jadłam codziennie i ciągle było mi mało. Nie byłam nigdy wielką fanką mięsa i czasem lubię zjeść na obiad makaron z serem, ale czegoś tak wyśmienitego jeszcze nigdy w życiu nie jadłam. Zachwytu nie było końca. Aż mi ślinka cieknie jak sobie przypomnę to mięcho. Oszalałam, zrobiłam nawet bida na kwiecień, żeby pójść tam na obiad - rozkosz, palce lizać. W Johannesburgu nagrywali film "Dystrykt 9" Ktoś oglądał? Z tego co pamiętam to był dziwny, ale w sumie mi się podobał. Miasto nie wygląda dosłownie tak jak na filmie. Jest zielono, trochę można się poczuć jak w Brazylii i jeździ się po lewej stronie. Wakacyjny layover przewidywał jeden pełny, grafikowy dzień wolny z czego się niezmiernie ucieszyłam. Z kilkoma dziewczynami z załogi pojechałyśmy do Apartheid Muzeum, do którego warto zaglądnąć, bo jest bardzo ciekawe i zrobione na wysokim światowym poziomie - http://www.apartheidmuseum.org/
Spędziłyśmy kilka godzin w ciszy i zadumie, oglądałyśmy tablice i plakaty na których widniały napisy "wstęp tylko dla białych", zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, bo przecież segregacja rasowa to nie czasy jaskiniowców, a koniec polityki apertheidu to lata 90-te. Szok. Jakiś czas temu oglądałam w samolocie film "The Help" - "Służące", i chyba dzięki niemu o wiele łatwiej było mi zwiedzać muzeum i wyobrazić sobie życie czarnych i białych w tym okresie. Film jest rewelacyjny, prawdziwa perełka. I mimo, że mam duże zaległości z kategorii FILM, to ten udało mi się zobaczyć. Podobał mi się bardzo afrykański klimat miasta - bardzo drogiego miasta. Indywidualny wyjazd taksówką na zwiedzanie byłby niemożliwy. Ceny kosmiczne, bez swojego samochodu ciężko się gdzieś dostać, a samotne szwędanie się niekoniecznie jest bezpieczne. Południową Afrykę chętnie odwiedzę ponownie, nie tylko ze względu na steki. Jutro Libia, mam lekki stres, że nas jakaś rakieta zestrzeli albo pasażerowie będą męczący a mamy pełny lot, no ale trzeba lecieć. Potem dwa dni wolnego, SBY i wakacje w Kenii. Czas się znowu poobijać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz