wtorek, 7 września 2010

HURGHADA w TRZECH ODSŁONACH

Życie w Beżolandii można podzielić na kilka kategorii. Pierwsza to osoby, które zatraciły gdzieś poczucie własnej wartości, często nawet ładne, w miarę oczytane i zarazem najgłupsze z wszystkich możliwych. Tzw. habibitour, przyjeżdżają do Hurghady tak często jak tylko się da. Stoją z walizką na lotnisku i jak je czekoladowy Pan odbierze to jest wielkie buzi, buzi, a jak zapomni albo się spóźni o godzinkę, to siedzą z mina basseta i wypatrują. Taki ich los, może przesyłały za mało pieniędzy i Mohamed Ahmed Abdul na drugim terminalu czule żegna inną Habilibi. Ta kategoria najszybciej łapie też różne choróbska. Afryka dzika, Rosjanki, Polki, Czeszki i inne nie zastanawiając się nad konsekwencjami zmieniają wakacyjnych kochanków jak program w TV. A potem jest płacz. Czy tak trudno zrozumieć, że każdego miesiąca w Rosji odnotowuje się około 5,5 tysiąca zakażeń, czy te liczby nikogo nie przerażają? Najwyraźniej nie, po tym co się widzi na Sheraton Road w Hurghadzie, kolorowi chłopcy ubrani w koszulkę od "Aramiego" w butach "Dolce & Ghana" lub gumowych klapkach za dolara i spodniach troszkę ubrudzonych, ale Habibi na to akurat nie zwraca uwagi. Włosy na żel, kretyński uśmiech i moje ulubione - długi paznokieć, wyhodowany jak na araba przystało, który nie używa papieru toaletowego, po to...jak to napiszę to zwymiotuję, więc musicie się domyślić sami. Tak odpicowany beżek, zaczepia każdą przechodzącą niewiastę i umawia się na niezapomnianą noc lub chociaż godzinę, bo czas jest cenny. Barman, kelner, sprzątający, sprzedawca kofty, torebek i tytoniu do shiszy, każdego dnia bałamucą głupie turystki i rozkręcając sex turystykę w Hurghadzie.

Kategoria druga to "żyję tu bo mam pracę, męża, dzieci, itd" jedni przyjeżdżają z zamiarem zamieszkania i osiedlenia się prawie na pustyni, drudzy wiedzą, że będą tu pół roku - rok i wracają. Wiele osób mieszka tu już od ponad 10 lat, mają swoje zajęcia, interesy, pracują głównie w turystyce i chyba mają się dobrze. Dzieci chodzą do prywatnej szkoły, za którą płaci się nie mało, są przedszkola, żłobki i to by było na tyle. Hurghada to nie Las Vegas a możliwości rozrywek, rozwoju i życia po europejsku są bardzo ograniczone. Zamiast placu zabaw, jezior, łapania żab i glizd na podwórku, grania w badmintona na trzepaku i jeżdżenia na działkę do babci, pozostaje przejażdżka na wielbłądzie, kąpiel w Morzu Czerwonym i słońce przez prawie 365, co akurat jest plusem. Czy są szczęśliwi? Czy znaleźli tu swoje miejsce na ziemi? Czy może żałują swoich decyzji, a nie ma już odwrotu na powrót do Europy. Mam oczywiście swoje zdanie na ten temat, ale pozostawię to dla siebie. Wszystkim moim kolegom i koleżankom, którzy na stałe zamieszkali w Hurghadzie życzę jak najlepiej i podziwiam za wybory, których dokonali.


Do trzeciej kategorii zaliczam osoby przyjezdne. Mogą być to turyści, osoby przylatujące w interesach, odwiedzający swoich przyjaciół i znajomych. I to ich z reguły lubimy najbardziej. Turyści szczególnie polscy, są jacy są, ale porównując z Niemcami czy Anglikami, nie są jeszcze tacy najgorsi. Polscy turyści są jak przedszkolaki, które bez Pani przedszkolanki ani rusz. Uwielbiam natomiast odwiedziny znajomych, przyjaciół i rodzinki. Oprócz miło spędzonego czasu, można też najeść się do syta. Oni najlepiej wiedzą czego nam tu brakuje. Przywożą walizki pełne łakoci, od kiełbasy, przez kiszone ogórki, po szynki i pierogi. Obżarstwa nie ma końca. I niech mi ktoś powie, że jedzenie egipskie jest lepsze od naszego smalczyku, świnki, bigosu i innych pyszności. Aż mi ślinka pociekła. Papierki po krówkach zajmują teraz spora powierzchnię mojego pokoju. Ból brzucha gwarantowany, ale warto było. Dziękuję za pyszniaste cukiereczki i kabanosy ! Wracam do Bulandy 29 października, będzie się działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz